Rodzice wściekli – ich dzieci uczą się na zmiany od świtu do zmroku

Tysiące rodzin wyprowadza się poza miasto w poszukiwaniu spokojnego i bezpiecznego miejsca do życia. Niższe ceny mieszkań, prywatne ogródki i obietnica komfortu sprawiają, że podwarszawskie miejscowości zyskują nowych mieszkańców. Niestety, nie znajdują oni wymarzonej ciszy i wygody – zamiast tego czeka na nich tłok, godziny spędzone w korkach i przepełnione szkoły.
- Miało być spokojne osiedle, a jest masa problemów
- Podmiejskie szkoły dosłownie pękają w szwach
- Czy nowe osiedla zyskają lepszą infrastrukturę? Trzeba uzbroić się w cierpliwość
- Jakie są największe minusy życia na przedmieściach?
Miało być spokojne osiedle, a jest masa problemów
Wielu młodych rodziców wybiera mieszkanie poza aglomeracją z nadzieją na lepszą jakość życia. Trzypokojowy apartament z ogródkiem w cenie warszawskiej kawalerki wydaje się świetną okazją. Deweloperzy obiecują bezpieczeństwo, spokojne, kameralne osiedle i idealne warunki dla dzieci. Niestety, zdecydowana większość nowych osiedli nie dysponuje dobrze rozwiniętą infrastrukturą. Nie chodzi tylko o niedostateczną liczbę miejsc parkingowych czy brak sklepów.
Osoby, które przeprowadzają się na nowe osiedla, dość szybko odkrywają, że codzienne życie w takim miejscu nie zawsze należy do najłatwiejszych. Ci, którzy mają szczęście, rzeczywiście mogą liczyć na odrobinę prywatności i spokoju. Gorzej, jeśli deweloper stawia ilość ponad jakość, przez co mieszkańcy zaglądają sobie do okien. Z drugiej strony, życie na zamkniętych osiedlach bywa przytłaczające. O minusach takich nieruchomości pisaliśmy w naszym artykule.
O tych problemach wiadomo nie od dziś. Zdecydowanie rzadziej mówi się natomiast o konsekwencjach wynikających z braku odpowiedniej infrastruktury. Okazuje się, że przeprowadzka poza miasto najmocniej uderza w najmłodszych. Wiele dzieci z podwarszawskich miejscowości musi uczęszczać do przepełnionych szkół, gdzie obowiązuje nauka na dwie zmiany, a na korytarzach panuje okropny ścisk.
Podmiejskie szkoły dosłownie pękają w szwach
Problem edukacji na przedmieściach to poważny temat, którego absolutnie nie można bagatelizować. W niektórych miejscowościach liczba klas dawno przekroczyła możliwości placówek edukacyjnych. Szkoły, które jeszcze dekadę temu przyjmowały tylko kilkuset uczniów, dziś muszą pomieścić nawet dwa tysiące dzieci. Lekcje w takich placówkach często zaczynają się około godziny 7 rano i kończą dopiero po 18. Ze względu na brak miejsca i kadry naukę trzeba dzielić na zmianę poranną i popołudniową.
Z pewnością nie jest to wygodne ani dla dzieci, ani dla rodziców. Najmłodsi albo muszą wstawać bardzo wcześnie, albo wracają do domu, gdy na podwórku jest już ciemno. Dzieci mijają się w domu – jedno wraca, gdy drugie wychodzi na popołudniowe zajęcia. Rodzice poświęcają mnóstwo czasu na odwożenie i przywożenie podopiecznych ze szkoły, a często trzeba wyjechać z domu z wyprzedzeniem ze względu na korki. Rodziny, które wyprowadzają się na przedmieścia, często nie mogą liczyć na stabilne i spokojne życie – zamiast tego muszą zmagać się z nieustannym chaosem.

Czy nowe osiedla zyskają lepszą infrastrukturę? Trzeba uzbroić się w cierpliwość
Podwarszawskie miejscowości zaludniają się w bardzo szybkim tempie. Jeszcze kilkanaście lat temu działki z domami były polami uprawnymi, a na takich wsiach mieszkało zaledwie kilkaset osób. Infrastruktura nie była przygotowana, by obsługiwać tak wielu mieszkańców i z pewnością jeszcze długo nie będzie. Osoby, które niedawno wyprowadziły się poza miasto, muszą pogodzić się z faktem, że jeszcze przez wiele lat będą się pojawiać poważne problemy z dojazdem do pracy, wydolnością placówek edukacyjnych czy dostępem do sklepów oraz punktów usługowych. To dodatkowa cena, jaką trzeba zapłacić za piękny i stosunkowo tani dom z dala od miejskiego zgiełku.
Samorządy próbują jak najszybciej rozwijać infrastrukturę – planują budowę nowych szkół i dróg, ale jest to proces czasochłonny. Od zakupu działki, przez przygotowanie projektu, aż do jego realizacji może minąć kilka, a nawet kilkanaście lat. Osoby planujące przeprowadzkę za miasto powinny mieć to na uwadze. Problem słabo rozwiniętej infrastruktury nie jest regułą, ale wielu mieszkańców nowych osiedli skarży się na podobne niedogodności. Dzisiaj to osiedla z wielkiej płyty uchodzą za najlepiej rozwinięte i skomunikowane. Co ciekawe, przed laty ich mieszkańcy również nie mieli dostępu do rozbudowanej infrastruktury. W tym artykule tłumaczymy, jak kiedyś żyło się w wielkiej płycie.
Jakie są największe minusy życia na przedmieściach?
Kupując mieszkanie pod Warszawą, możemy liczyć na większy metraż i niższą cenę niż w stolicy. Niestety, życie na takim osiedlu ma swoje ciemne strony. Osoby, które pracują w Warszawie, codziennie muszą tracić czas na dojazdy. W godzinach szczytu wyjazd do szkoły czy pracy oznacza długie stanie w korku, które pochłania mnóstwo czasu i energii.
Do tego dochodzi brak sklepów, punktów usługowych i placówek publicznych w okolicy. Mieszkańcy nowych osiedli muszą dojeżdżać do przychodni, szkół oraz innych instytucji, które zazwyczaj są oddalone przynajmniej kilka kilometrów od ich domu. O komunikacji publicznej często nie ma mowy – to oznacza, że życie na przedmieściach bez samochodu bywa niezwykle trudne. Przeprowadzając się poza miasto, trzeba być gotowym na to, że na komfortowe warunki życia – takie, które w stolicy są standardem – trzeba będzie poczekać co najmniej dekadę.