Dobrego budowlańca ze świecą szukać! Opowieści naszych czytelników mrożą krew w żyłach
Kto nigdy nie remontował mieszkania, ten nie zna życia. Ten wyjątkowy czas jest okazją do nauki cierpliwości, pokory i wymaga znalezienia całych pokładów wewnętrznego spokoju. Opóźnienia w robotach, znikające ekipy remontowe, źle ułożone płytki – każdy musi to przejść. Przy niektórych historiach, których akcja dzieje się w remontowanym mieszkaniu, to pestka.
Z tego artykułu dowiesz się:
Historie naszych czytelników
Poprosiliśmy was na naszym profilu na Facebooku o opowiedzenie ciekawych historii o perypetiach z ekipami remontowymi. Przeczuwaliśmy, że wśród opowieści naszych czytelników znajduje się cały wachlarz absurdalnych sytuacji i nie przeliczyliśmy się! O przejściach z ekipą remontową można napisać książkę, ale wybraliśmy kilka najciekawszych historii, które możemy wam opowiedzieć.
Największym problemem zdają się być znikające ekipy remontowe. Przychodzą na dzień czy dwa, biorą zaliczkę, a potem jak za dotknięciem magicznej różdżki – teleportują się na inną budowę. Remonty przez to potrafią się przedłużać w nieskończoność.
Problemem są także wszelkiego rodzaju błędy. Oraz oczywiście niekulturalne zachowanie ekip remontowych i tradycyjne „panie, nie da się”. Czy takie doświadczenia mają także nasi czytelnicy? Sprawdźmy!
Ogromne problemy przez ekipę budowlaną
Wszędzie walające się niedopałki i długi czas oczekiwania na zakończenie remontu można przeżyć. Gorzej, jeśli fachowcy narobią błędów, przez które właściciel nie może szybko się przeprowadzić i musi zrobić poprawki, które bardzo mocno uderzają po kieszeni.
Hubert wspomina o takiej sytuacji: „Wybudowali dom piętrowy o jeden pustak za nisko. Tego brakującego rzędu pustaka brakowało na parterze. Stropy zalane, dach zrobiony. Okna dotykające prawie sufitu. Strop tuż nad głową. Katakumba! Tragedia! Najlepsze jest to, że w tej samej okolicy był ten sam przypadek”.
Juliusz ma podobną historię: „Panowie brali odległości czytając plan do góry nogami. Ścianę postawili 48 cm od okna, miało być 84” – wspomina.
Ziarenko prawdy w stereotypach
Panuje powszechne przekonanie, że panowie pracujący w wykończeniówce nie wylewają za kołnierz i lubią przy pracy przepłukać sobie gardło czymś mocniejszym. Oczywiście ten stereotyp dla zdecydowanej większości ekip remontowych jest krzywdzący, ale nasi obserwatorzy niestety trafili na te mniej słowne.
Krzysztof wspomina: „Trafił się taki gość, który był pomocnikiem zebranym na szybko z ulicy (mieszał beton i woził taczką) całkiem fajnej ekipy, która stawiała mi ogrodzenie. Już drugiego dnia latał na pobliski Orlen niby po fajki, a na kamerach wyszło jak wali małpki po drodze ;))) Bardzo pilnował tych swoich "przerw" w robocie. 4 dnia zostawił punkt 16:00 chłopaków (jego pracodawców), z którymi w tym momencie wyciągaliśmy samochód z błota. 5-tego - ostatniego dnia o 9-tej rano wypalił z tekstem o wypłatę dniówki, bo odchodzi na lepszą fuchę przy załadunku mebli”. [pisownia oryginalna]
Agnieszka także ma podobne doświadczenia: „Panowie przyszli z kolegą, który miał im wyjątkowo w tym dniu pomóc. Pan przebywał dość długo w naszym magazynku, a potem zaczął śpiewać. (…) Poszedł w las, rzucając robotę. Okazało się, że poczęstował się znajdującym w magazynku winem”.
Nie zawsze jest tak źle
Na szczęście takie przypadki zdarzają się rzadko, ponieważ budowlańcy świetnie wiedzą, że liczy się ich renoma. Jeśli pocztą pantoflową w okolicy rozejdzie się, że coś im nie wychodzi, nie będą mieć nowych zleceń.
Nasi czytelnicy to potwierdzają, chwaląc, że ich ekipa akurat spisała się na medal. Mariola opowiada: „Mam fajną ekipę. Wymieniali dach a teraz ocieplają dom… wszystko super – wyszło ładniej niż się spodziewaliśmy i wszystko po sobie sprzątnęli… nawet pety do butelek po wodzie pozbierali" [pisownia oryginalna].
Jak widać da się znaleźć świetną ekipę budowlaną. Jest to jednak na tyle trudne, że Olaf dowcipnie podsumował: „Z kategorii absurdy budownictwa – Wszystko poszło dobrze”.