Zanim przyszła pasteloza. Tak wyglądały osiedla, w których dorastała cała Polska

Na początku lat 2000. blokowiska z wielkiej płyty tonęły we wszechobecnej szarości. Przez niedocieplone ściany uciekło mnóstwo ciepła, a odpadający tynk obnażał struktury prefabrykatów. Przed nadejściem epoki pastelozy krajobraz osiedli przypominał surową, lecz spójną kompozycję modernistycznych brył. Czy ówczesna architektura cieszyła oczy mieszkańców? Zdania na ten temat są podzielone.
- Zamiast szarości – wszystkie kolory tęczy. Złośliwi nazywają je pastelozą
- Ile kosztowały mieszkania w wielkiej płycie na początku lat 2000?
- Hotel Silesia – katowicka ikona, po której zostały tylko wspomnienia
- Separator i Ślizgowiec – kultowy duet znad Rawy
Zamiast szarości – wszystkie kolory tęczy. Złośliwi nazywają je pastelozą
Tak zwana pasteloza jest zjawiskiem, które zaczęło intensywnie postępować na początku XXI wieku. Fala termomodernizacji sprawiła, że szara i szorstka faktura wielkiej płyty została przykryta warstwą styropianu i pomalowana na różne kolory. Dzisiaj osiedla z wielkiej płyty są wielobarwne i zdecydowanie bardziej swojskie. Niektórym te bloki zaczęły kojarzyć się z klockami dla dzieci ze względu na mnogość pastelowych odcieni.
Przy ulicach, gdzie jeszcze niedawno królowała monotonna szarość, nagle pojawiły się cytrynowe, fioletowe, błękitne, a nawet różowe bloki. Czasem jedną ścianę budynku malowano na malinowo, a sąsiednią już na pistacjowo. Innym razem całą bryłę przecinano geometrycznymi pasami i falami w różnych kolorach. Zdarzają się też osiedla, gdzie każdy blok ma nieco inny kolor.
Entuzjaści pastelowej termomodernizacji podkreślają, że takie barwy ocieplają wizerunek blokowisk, które jeszcze w latach dziewięćdziesiątych określano jako brzydkie i depresyjne. Krytycy tego rozwiązania uważają z kolei, że chaotyczny miks kolorów pozbawił blokowiska ich surowego uroku. Jedni i drudzy mają odrobinę racji: dzięki styropianowi mieszkania stały się cieplejsze, lecz osiedla utraciły spójność. Pastelowa feeria nie wszystkim się podoba, ale dzięki temu możemy dziś mieszkać w zadbanych, odnowionych budynkach. W tym artykule przedstawiamy architektoniczne perełki z okresu PRL-u.
Ile kosztowały mieszkania w wielkiej płycie na początku lat 2000?
Sytuacja na rynku nieruchomości na początku XXI wieku wcale nie była łatwa. Niewielu Polaków było wtedy stać na zakup nieruchomości za gotówkę, a kredyty hipoteczne dopiero się rozwijały. Na rynku wtórnym stawki za metr kwadratowy mieszkania oscylowały pomiędzy 1500 a 2500 zł, jednak dwadzieścia lat temu zarobki Polaków były zdecydowanie mniejsze niż dzisiaj. Z drugiej strony, mieszkanie w wielkiej płycie dla wielu rodaków stanowiło szczyt marzeń.
Chociaż do bloków z wielkiej płyty przypięto łatkę starych, zimnych i rzekomo zawodnych konstrukcji, to nabywcy z radością podpisywali akty notarialne. Do kupujących przemawiała na przykład świetna lokalizacja – osiedla z lat siedemdziesiątych były budowane w pobliżu szkół, sklepów i linii tramwajowych. Ten, kto kupił mieszkanie na początku XXI wieku, ma powody do zadowolenia – dziś wartość tych nieruchomości jest kilka razy większa niż dwadzieścia lat temu. Sprawdź, ile płaciliśmy za mieszkania w latach 90. XX wieku.

Hotel Silesia – katowicka ikona, po której zostały tylko wspomnienia
Nieopodal śląskich blokowisk górował budynek, który jest dobrze znany starszym mieszkańcom tych okolic – to hotel Silesia. Ulokowany przy ulicy ks. Piotra Skargi 2, powstał w 1971 roku według projektu Tadeusza Łobosa jako jeden z nielicznych hoteli kategorii „LUX” w Polsce. Dziesięciopiętrowy prostopadłościan przyciągał wzrok zielonymi, ceramicznymi płytkami i charakterystycznym neonem. Wewnątrz budynku czekały 262 miejsca noclegowe, kilka sal konferencyjnych, rozległa restauracja i nocny bar. Gustowne, mahoniowe meble i dzieła sztuki współczesnej kontrastowały z surową estetyką bloków znajdujących się tuż za rogiem.
Hotel Silesia tętnił życiem przez ponad trzy dekady, ale w 2006 roku zamknął drzwi dla gości. Dwanaście lat później rozpoczęła się rozbiórka przestarzałego obiektu. Gdy w 2019 roku ciężkie maszyny zrównały fundamenty z ziemią, Katowice raz na zawsze straciły swój modernistyczny klejnot.
Separator i Ślizgowiec – kultowy duet znad Rawy
Spacerując aleją Korfantego w Katowicach, trudno nie zauważyć dwóch sąsiadujących ikon z czasów PRL-u: biurowca Separator i mieszkalnego Ślizgowca. Oba powstały w latach sześćdziesiątych w ramach ambitnej koncepcji „Śródmieście‑Zachód”. Choć budynki pełnią różne funkcje, to oba przypominają katowiczanom o przeszłości.
Separator, oddany do użytku w 1968 roku, wznosi się na jedenaście kondygnacji i z daleka przyciąga uwagę słupami pilotis, które niegdyś cieszyły oko hipnotycznym, czarno‑białym wzorem op-art. Dzisiaj tej dekoracji już nie ma. Obecnie budynek jest siedzibą stacji telewizyjnych, a planowana renowacja elewacji ma przywrócić mu lekkość oraz sprawić, że będzie się lepiej wpisywać w okoliczny krajobraz.
Ulokowany obok Ślizgowiec w chwili powstania był najwyższym budynkiem na Śląsku wzniesionym metodą ślizgową. Smukły, dwudziestokondygnacyjny prostopadłościan kiedyś połyskiwał za sprawą mozaiki składającej się z dwóch milionów białych i czerwonych kostek ceramicznych. Około 1977 roku oryginalną elewację zasłoniły azbestowo-ceramiczne płyty w żółtym odcieniu. W 2018 roku przeprowadzono modernizację obiektu. Ocieplono jego ściany i pokryto je stonowanym tynkiem w odcieniach szarości. Przechadzając się ulicami miast, coraz rzadziej napotykamy charakterystyczną, szarą elewację z okresu PRL. Znikają także architektoniczne perełki z tego okresu. Niebawem będą one tylko wspomnieniem – zastąpią je nowoczesne, kolorowe fasady.