Nowe bloki, stare problemy. Psycholożka ostrzega: „Na niektórych nowych osiedlach nie da się mieszkać!”

Osiedle to nie tylko zbiór domów i mieszkań. Żeby ludzie mogli się zadomowić, prowadzić życie towarzyskie i czuć się dobrze trzeba stworzyć im odpowiednie warunki. W Polsce badania nad wpływem tych czynników rzadko są brane pod uwagę, a wszechobecna patodeweloperka jeszcze pogarsza jakość życia mieszkańców.
- Mieszkanie to nie tylko cztery ściany
- Im wyższe bloki tym mniej przywiązania i zaangażowania
- Najgorsze osiedle w Polsce
- Czy coś da się zmienić?
Mieszkanie to nie tylko cztery ściany
Wpływ urbanistyki na nasze życie i samopoczucie odkrywano wielokrotnie. Już starożytni Grecy i Rzymianie zwracali ogromną uwagę na rozmieszczenie budowli w mieście i ich wygląd. Swoją wersję miasta idealnego miał też Leonardo da Vinci. Dziś mówimy nie tylko o harmonii czy estetyce, ale również o psychologii miejsca. We współczesnej Polsce pionierką tej dziedziny jest prof. Maria Lewicka. W wywiadzie jakiego udzieliła „Newsweekowi” psycholożka stwierdza m.in.
„miejsce" jest to przestrzeń, w której znajduje się nasze ciało, a więc zawsze w jakimś miejscu się znajdujemy i to miejsce na nas oddziałuje.”
W przypadku miejsc zamieszkania ważna jest przestrzeń do wspólnej rekreacji, bliskość sklepików osiedlowych, przedszkoli i ośrodków zdrowia. Istotne, żeby mieszkańcy mieli się gdzie spotkać i pogłębić relacje społeczne. Jak to jest realizowane w praktyce? Niestety nie zawsze najlepiej.
Im wyższe bloki tym mniej przywiązania i zaangażowania
Wysokie bloki są budowane ze względu na oszczędność miejsca na działce. Z punktu widzenia współczesnego dewelopera to maksymalna ilość mieszkań przy minimalnym nakładzie środków. Niestety jest to też przepis na anonimowe i samotne życie. W rozmowie z „Newsweekiem” prof. Lewicka zauważa:
„Im wyższy budynek, tym mniejsza znajomość sąsiadów, tym mniejsze przywiązanie emocjonalne do tego miejsca, mniejsza chęć angażowania się w sprawy dotyczące tego miejsca, oraz mniejsze poczucie bezpieczeństwa. A także większe zaniedbanie samego otoczenia i wnętrza budynku. Ponadto w tych wysokich stopień personalizacji przestrzeni był znacznie mniejszy.”
W dłuższej perspektywie czasu to nie tylko pogarsza samopoczucie osób tam mieszkających, ale wpływa na jakość miejsca. Mniejsze zainteresowanie przestrzenią wspólną, to brak aktywacji mieszkańców, a przez to większe zaniedbanie przestrzeni.
Najgorsze osiedle w Polsce
W PRL osiedla były projektowane jako całości. Dostęp do zieleni, miejsce do zabawy i wypoczynku, a także dostępność lokalnych instytucji i sklepów, były częścią planu. Nawet jeżeli jakość i estetyka budynków pozostawiała wiele do życzenia, to dało się na tych osiedlach wygodnie żyć. Poza tym kwitło życie towarzyskie.
Współcześnie osiedla mieszkaniowe w Polsce mają lepszej jakości budynki, ale są planowane przede wszystkim jako miejsca na mieszkania, nie miejsca do mieszkania. To albo dodatkowy zysk dla dewelopera, albo przestrzeń komunalna, gdzie można tanim kosztem umieścić jak najwięcej niezamożnych obywateli. W tych planach brakuje często osiedlowej infrastruktury, takiej jak sklepy czy placówki zdrowia. W przypadku osiedli komunalnych coraz częściej pojawia się też problem transportu. Prof. Maria Lewicka wskazała osiedle na Glinkach, w jej rodzinnym Toruniu, jako przykład najgorszego planowania tego typu miejsc:
„ Znajduje się na kompletnym odludziu, dojeżdżają tam zaledwie dwa autobusy komunikacji miejskiej. Brak jest jakiejkolwiek przestrzeni społecznej, funkcjonuje zaledwie jeden sklep spożywczy, a przy nim jedna z dwóch osiedlowych ławeczek” - powiedziała Newsweekowi.
Czy coś da się zmienić?
Głównym powodem rozwoju patodeweloperki jest brak odpowiednich regulacji. W ciągu ostatnich lat pewne przepisy ograniczyły najgorsze praktyki. Wiele z nich dotyczy jednak bezpieczeństwa, klasy energetycznej budynków, dozwolonej powierzchni lokali albo zakazu utajania cen mieszkań. Z drugiej strony niewiele zrobiono jeżeli chodzi o wpływ wyglądu i logistyki miejsca na mieszkańców.
Relacja między estetyką budynku czy ilością pięter a życiem lokatorów cały czas jest uważana za sprawę drugorzędną. Pierwszą zmianą na lepsze są, być może, przepisy zmuszające do zapewnienia choćby kawałka zieleni w pobliżu. W bieżącym roku również zmieniają się wymagania co do odległości szkół i większych obszarów zielonych od nowo powstających domów. Prawo, które spędza sen z powiek właścicielom działek pod domy jednorodzinne, może się okazać jednak dobrym rozwiązaniem dla osiedli wielorodzinnych.
Jeszcze wiele brakuje, żeby miejsca, w których mieszkamy nie były tylko znośne, ale wspierały lokalną wspólnotę i nasz dobrostan. Rozmowy z osobami takimi jak prof. Lewicka to na pewno krok w dobrym kierunku.