Dali 20 cm styropianu, a i tak marzną. Eksperci wskazują zaskakującą przyczynę

Coraz częściej słyszymy o budynkach, które przeszły pełną termomodernizację, a mimo to mieszkańcy nadal skarżą się na zimno. Problem nie tkwi w grubości styropianu czy jakości wełny mineralnej, lecz w błędnym podejściu do projektowania przegrody. Ściana to system – a gdy zawiedzie jeden element, ciepło i tak ucieka.
- Gruba warstwa izolacji to za mało. Komfort cieplny wymaga więcej
- Przegroda to układ, nie składniki. Błędy zaczynają się na etapie projektu
- Zimne ściany to nie tylko dyskomfort. To także ryzyko zdrowotne
- Kto zawinił? Projektanci, wykonawcy, a może branża budowlana jako całość?
- Dobrze zaprojektowana przegroda to inwestycja, nie koszt
Gruba warstwa izolacji to za mało. Komfort cieplny wymaga więcej
Nowoczesne domy, świeżo po remontach, spełniające wszystkie normy energetyczne – na papierze wyglądają idealnie. Tylko że w praktyce, w wielu z nich zimą trzeba dogrzewać się farelką. Zimno ciągnie od ścian, mimo grubej warstwy styropianu czy wełny. Dlaczego?
Problem w tym, że inwestorzy, projektanci, a często nawet ekipy budowlane, koncentrują się na samej izolacji – zapominając, że przegroda to nie tylko ocieplenie. Liczy się cały układ: od warstwy zewnętrznej, przez konstrukcję nośną, aż po wykończenie od środka.
Wystarczy, że jedna z warstw jest niewłaściwie dobrana, źle zamontowana lub po prostu nieprzemyślana – a cały układ traci sens. Taka ściana nie oddycha, nie zatrzymuje wilgoci tam, gdzie powinna, i nie zapewnia tego, co najważniejsze – komfortu cieplnego.
Przegroda to układ, nie składniki. Błędy zaczynają się na etapie projektu
Wiele projektów domów – zarówno nowych, jak i modernizowanych – zawiera uproszczone rozwiązania ścian. Gotowe schematy są powielane bez refleksji, często bez jakiejkolwiek symulacji zachowania przegrody w różnych warunkach. Inwestor wybiera „grubą” izolację, bo taka „będzie ciepła”, ale nie wie, że to tylko fragment układanki.
Częstym błędem jest też nieprzemyślany dobór materiałów po stronie wewnętrznej. Płyty g-k bez paroizolacji, betony komórkowe bez odpowiedniej warstwy wyrównawczej, brak kompensacji wilgoci – to wszystko sprawia, że przegroda „działa” wbrew zamiarom.
A przecież wystarczyło podejść do niej jak do systemu: zaplanować odpowiednią kolejność, sprawdzić punkt rosy, skonsultować projekt z fizykiem budowlanym. Tylko kto dziś ma na to czas – albo chęci?
Zimne ściany to nie tylko dyskomfort. To także ryzyko zdrowotne
Kiedy ściana oddaje zimno, organizm to czuje – niezależnie od tego, co pokazuje termometr. Ludzie podświadomie zwiększają temperaturę na termostacie, co generuje większe rachunki. A efekt? Nadal czujemy chłód, bo nie chodzi o powietrze, lecz o promieniowanie zimna z powierzchni przegrody.
Co gorsza, źle działająca ściana może być siedliskiem wilgoci. Kondensacja pary wodnej w nieprzewidzianych miejscach prowadzi do zawilgocenia i pleśni. Ta z kolei wpływa nie tylko na estetykę, ale przede wszystkim na zdrowie – szczególnie dzieci i alergików.

Kto zawinił? Projektanci, wykonawcy, a może branża budowlana jako całość?
Nie ma jednej winnej strony. Projektanci nie zawsze mają czas lub kompetencje, by analizować przegrodę na poziomie fizyki budowli. Wykonawcy często działają „po staremu” – według schematów znanych z setek poprzednich budów. Inwestorzy natomiast kierują się ceną i pozorną grubością ocieplenia, zakładając, że „więcej znaczy lepiej”.
Do tego dochodzi brak edukacji – zarówno na etapie projektowania, jak i odbioru technicznego. Nikt nie pyta, czy przegroda „działa” jako całość. Liczy się grubość styropianu i szybki efekt.
Dobrze zaprojektowana przegroda to inwestycja, nie koszt
Dobrze zaprojektowana ściana to nie luksus, ale konieczność. W dobie wzrastających kosztów energii i rosnącej świadomości klimatycznej, inwestowanie w realnie działającą przegrodę – zamiast jedynie grubszą warstwę izolacji – to krok w przyszłość.
Nowoczesne budownictwo coraz częściej korzysta z narzędzi do symulacji cieplnych, analizy mostków termicznych, punktów rosy i opóźnienia fazowego. To właśnie takie podejście powinno stać się standardem – nie dodatkiem dla „ambitnych”.