Informatyk budował wieczorami i w weekendy. „To była najlepsza terapia mojego życia”

Wieczorami, po pracy, zakładał robocze ubrania i jechał na plac budowy. W weekendy zamieniał komputer na betoniarkę, a grafikę w Excelu na taczki pełne pustaków. „Budowałem sam — wieczorami i w weekendy. To była najlepsza terapia” — wspomina pan Andrzej, który swoją historią inspiruje setki ludzi marzących o własnym domu zbudowanym własnymi rękami.
- Początki — od planów do pierwszych kroków
- Codzienność budowy — wieczory i weekendy
- Małe sukcesy, które dawały siłę
- Dom, który powstał z pasji
Początki — od planów do pierwszych kroków
Andrzej, lat 42, informatyk, mąż i ojciec dwójki dzieci. Zdecydował się na budowę domu systemem gospodarczym — samodzielnie, bez ekipy, wieczorami i w weekendy. Dlaczego? „Z jednej strony chciałem zaoszczędzić, z drugiej — zawsze marzyłem, by samemu postawić dom. Chciałem udowodnić sobie, że dam radę” — mówi. Inspirację czerpał z forum Muratora, grup na Facebooku i filmików na YouTube, gdzie dziesiątki osób dzieli się swoimi historiami.
Najpierw była działka, później setki godzin spędzonych na wybieraniu projektu i studiowaniu technologii. „Nie miałem doświadczenia, ale miałem ogromną determinację” — mówi Andrzej. Podjął decyzję: żadnej firmy budowlanej, tylko własne ręce i pomoc sąsiadów, jeśli będzie trzeba. To miała być budowa marzeń — i największe życiowe wyzwanie.
Codzienność budowy — wieczory i weekendy
Każdy dzień po pracy wyglądał podobnie: szybki obiad, przebranie się w robocze ciuchy i wyjazd na działkę. „Czasem kończyłem przy świetle latarki” — wspomina. Weekendami wstawał o świcie, by do zmierzchu robić kolejne etapy: fundamenty, ściany, dach. To był jego plan — w tygodniu biuro, w weekend budowa. Najtrudniejsze? Logistyka — zakupy materiałów, przewóz, organizowanie wszystkiego samodzielnie.
Nie wszystko szło gładko. „Pamiętam, jak zalało mi fundamenty — wtedy chciałem rzucić wszystko” — wspomina mężczyzna. Do tego zmęczenie: wracał do domu i padał na kanapę. „Rodzina mnie wspierała, ale często byłem bliski załamania” — przyznaje. Jednak w chwilach kryzysu znajdował siłę w internetowych historiach innych inwestorów i w sąsiadach, którzy czasem przychodzili pomóc albo po prostu porozmawiać.
Małe sukcesy, które dawały siłę
Każdy etap budowy był osobistym zwycięstwem. Pierwszy rząd pustaków? Stał i patrzył z dumą. Gdy wreszcie sam zamontował dach, poczuł, że to nie tylko dom, ale symbol wytrwałości. „Budowa była moją terapią — ucieczką od pracy i codzienności. Dawała mi poczucie, że robię coś ważnego” — przyznaje Andrzej.
„Nie dałbym rady bez ludzi z internetu. Na forum Muratora napisali mi: ‘Dasz radę, ja też zaczynałem sam!’” — wspomina. Cenne okazały się porady z grup na Facebooku i filmiki instruktażowe z YouTube. Sąsiad wpadł pokazać, jak prawidłowo zalać strop — dzięki niemu uniknął kosztownej poprawki.

Dom, który powstał z pasji
Kiedy nadszedł dzień przeprowadzki, Andrzej poczuł dumę, jakiej nigdy wcześniej nie znał. „Usiadłem na tarasie i pomyślałem: to naprawdę mój dom. Każda cegła przesiąknięta jest moim potem” — śmieje się. Choć budowa trwała dłużej niż planował, nie żałuje ani jednego dnia. „Gdybym miał zaczynać jeszcze raz — zrobiłbym to samo” — uważa.
Budowa własnego domu to nie tylko praca fizyczna, ale i terapia — sposób na oderwanie się od codzienności, na walkę z własnymi słabościami i na poznanie samego siebie. „Jeśli masz w sobie pasję i odwagę — zrób to. Dasz radę”. — mówi Andrzej, zachęcając innych, by dzielili się swoimi historiami i wspierali się nawzajem.