„Smród, zwłoki i upał” – opowieść z pierwszej linii firm sprzątających po śmierci

Gdy służby opuszczą miejsce zgonu, a ciało zostanie zabrane, wkraczają oni – niewidoczni bohaterowie, którzy przywracają godność miejscom naznaczonym śmiercią. To zawód, o którym większość z nas nie ma pojęcia, a który staje się coraz bardziej potrzebny w starzejącym się społeczeństwie.
Specyfika pracy
Sprzątanie po zgonach to znacznie więcej niż porządki ze „szmatą i domestosem”. To specjalistyczna usługa wymagająca profesjonalnego sprzętu, certyfikowanych środków chemicznych i przeszkolonych pracowników. Każde zlecenie rozpoczyna się od oceny skali skażenia biologicznego – inaczej wygląda sprzątanie po zgonie naturalnym odkrytym po kilku godzinach, a inaczej po miesięcznym rozkładzie zwłok. Co innego po zgonie z przyczyn naturalnych, a co innego w miejscu zbrodni.
Proces obejmuje usuwanie wszystkich płynów ustrojowych, dezynfekcję powierzchni specjalistycznymi preparatami, ozonowanie pomieszczeń, a niekiedy i wymianę podłóg czy tapet, które wchłonęły zapachy. Wszystkie skażone materiały trafiają do utylizacji, a pracownicy działają w pełnym zabezpieczeniu – kombinezonach, maskach i rękawicach.
Średnia cena takiej usługi wynosi od 800 do kilku tysięcy złotych, w zależności od skali zniszczenia. Czas realizacji waha się od kilku godzin do kilku dni. Specjaliści rzadko potrzebują więcej czasu, ale niczego nie można wykluczyć.
Z pierwszej linii
Krzysztof ma 36 lat. Jest technikiem w jednej z warszawskich firm. Pamięta swoje pierwsze zlecenie, jakby to było wczoraj: „Mieszkanie na Woli po zmarłym z syndromem zbieractwa”. Przypomina sobie też usługę wykonywaną pod Warszawą. Poddasze zamieszkałe przez starsze małżeństwo z psem. Zmarli oboje. Pies przeżył, ale tygodniami załatwiał się w domu. „My tam już weszliśmy w maskach. Smród musiał być niemiłosierny. Bo i zwłoki, i upał i to, co zostawił ten biedny zwierzak”.
Najgorsze są dla niego samobójstwa młodych ludzi. "Miałem przypadek pokoju nastolatka. Sam mam syna w tym wieku. To był jedyny raz, kiedy musiałem wyjść na moment na zewnątrz. Nie przez zapachy, przez emocje” – przyznaje.
Anna ma 29 lat, prowadzi rodzinną firmę razem z mężem i teściem. Opowiada o przypadku odkrytym po paru latach: „Plama po płynach ustrojowych zajmowała pół pokoju. Niemożliwe, żeby sąsiedzi tego nie czuli, ale nikt nie zareagował. Dużo się mówi o znieczulicy społecznej, ale to była taka mocna lekcja o tym, jak bardzo ludzie mogą być obojętni czy właśnie znieczuleni”.
Zdaniem Tomasza (42 lata), weterana branży z 12-letnim stażem, najtrudniejsze nie są drastyczne widoki, ale rozmowy z rodzinami: „Czasami przerzucają na nas swoje emocje, opowiadają o zmarłym, usprawiedliwiają się. To zrozumiałe, ale psychicznie obciążające”.
Wszyscy zgodnie podkreślają: „Na początku emocje były silne, ale psychika musi być silna w tym zawodzie. Trzeba skupić się na zadaniu – to taka terapia przez pracę”.
Nie wstydzą się swojej pracy. Wiedzą, że jest potrzebna. Czy szlachetna? „Może trochę” – zastanawia się Krzysztof – „Ale przede wszystkim konieczna. Trochę jak służba publiczna, ale jako prywatna usługa”.
Śmierć osoby samotnej, bez bliskich – co z pochówkiem?

Książka ważna, ale trudna
Najlepszym przewodnikiem po tym świecie jest reportaż „Jak usunąć wujka z podłogi? Zawód: sprzątanie po zgonach” autorstwa Małgorzaty Węglarz i Mateusza Węgorowskiego - właściciela jednej z pionierskich firm w tej branży.
To nie jest lektura dla wrażliwców. Autorzy nie oszczędzają czytelnika, opisując „sprzątanie zębów wbitych w ścianę po wybuchu granatu” czy „zbieranie mózgu z podłogi”. Ale książka to znacznie więcej niż zbiór makabrycznych historii.
Węglarz i Węgorowski analizują społeczne przyczyny zjawiska – zanik więzi międzyludzkich, samotność starszych osób, obojętność sąsiadów. Stawiają trudne pytania: czy dopiero smród rozkładającego się ciała potrafi nas wybudzić z obojętności?
Wartością dodaną jest garść cennych, praktycznych informacji – autorzy tłumaczą, dlaczego w Polsce nie ma obowiązku profesjonalnego sprzątania skażonych miejsc, jak Polacy próbują radzić sobie własnymi siłami, a potem sprzedają „felerne” mieszkania nowym nabywcom.
„Jak usunąć wujka z podłogi?” to reportaż, który zmienia spojrzenie na śmierć, samotność i odpowiedzialność za drugiego człowieka. Lektura trudna, ale ważna – szczególnie w czasach, gdy coraz więcej osób umiera w samotności.
Zmarły nie miał ubezpieczenia. Kto jest odpowiedzialny za pochówek?