Czynsze rosną, a warunki pozostawiają wiele do życzenia. Tak wygląda życie w wielkiej płycie

To może stanowić niedrogi zamiennik dla kosztownych mieszkań z rynku pierwotnego. Czy bloki z wielkiej płyty faktycznie są korzystnym wyborem? Problemów, na które narzekają mieszkańcy tych budynków, nawet Bareja nie przerobiłby na komedię. Jednak z drugiej strony, wielka płyta ma również zalety, które wielu mieszkańców docenia. Jaka jest więc prawda? Przyjrzyjmy się argumentom jednej z perspektyw.
- Czynsze w Lublinie rosną, mieszkańcy zaniepokojeni
- Wielka płyta: marzenie czy koszmar?
- Problemy mieszkańców bloków z wielkiej płyty
Czynsze w Lublinie rosną, mieszkańcy zaniepokojeni
Przenosimy się do Lublina na Kalinowszczyznę. Dzielnica prezentuje się całkiem nieźle z dobrą infrastrukturą. W okolicy znajduje się osiedlowy sklep, a trochę dalej większy supermarket. PR - niezbyt imponujący. Okolicę wypełniają bloki z wielkiej płyty. Na czwartym piętrze w jednym z nich mieszka Agnieszka. Gdy rodzice kupili jej mieszkanie na Kalinowszczyźnie 6 lat temu, opłata miesięczna wynosiła 380 zł. Jesienią tego roku spółdzielnia z uprzejmością zawiadomiła o nowej wysokości czynszu – ponad 600 zł. „Rozumiem, że wszystko drożeje, ale byłoby dobrze, gdyby pensje też rosły w tym samym tempie. W porządku, jeśli jedzenie staje się droższe, to mogę z czegoś zrezygnować i świat się nie zawali. Ale co z opłatą za mieszkanie?” – zastanawia się Agnieszka. Nie jest w swojej sytuacji wyjątkowa. Jej sąsiadka z naprzeciwka to starsza pani, od dwóch lat wdowa. Dla niej wzrost czynszu to dylemat: kupić leki, czy nie zalegać z płatnościami.
Marzena także mieszka na Kalinowszczyźnie. Za trzypokojowe mieszkanie płaci niewiele mniej niż 1000. Może sobie na to pozwolić, ale wolałaby płacić za mieszkanie w dogodnych warunkach, a nie w bloku z czasów Gierka.
Prawdą jest, że czynsze rosną, a eksperci przewidują, że spektakularne podwyżki z ostatnich lat to jeszcze nie koniec.
Wielka płyta: marzenie czy koszmar?
Wielka płyta miała być przełomowym rozwiązaniem architektonicznym, umożliwiającym szybkie i trwałe budowanie. Standard mieszkań w blokach z wielkiej płyty pozostawiał wiele do życzenia, lecz ludzie i tak o tych mieszkaniach marzyli.
Obecnie mieszkania w wielkiej płycie są tańsze. Nie bez powodu. Co prawda wielkopłytowe osiedla mają dobrą infrastrukturę i często sporo zieleni, ale same bloki – to inna kwestia. Są dobrze utrzymane budynki i lokale przekształcone przez właścicieli (oraz kreatywnych architektów i projektantów wnętrz) w aranżacyjne perełki. Niestety, dla wielu Polaków „wielka płyta” to synonim beznadziei. Ale właściwie dlaczego?
Problemy mieszkańców bloków z wielkiej płyty
Na lubelskiej Kalinowszczyźnie, na najwyższym piętrze, mieszka Paweł, samotny tata dwóch córek. Od kilku lat skarży się na pleśń w łazience i pokoju dzieci. Dwa razy na własny koszt próbował rozwiązać ten problem – bezskutecznie. „Nasza spółdzielnia jedynie wyraziła ubolewanie. W Świdniku mojemu bratu powiedzieli, że pleśń to jego wina, bo nie potrafi właściwie użytkować mieszkania i sam prowadzi do zaniedbań” – opowiada.
Wilgoć w blokach z wielkiej płyty to rzeczywiście częsty problem. Niestety, spółdzielnie często zrzucają winę na mieszkańców - za brak wietrzenia czy ogrzewania. A przecież wentylacja musi działać prawidłowo.
W Łodzi, na Widzewie, Monika i Tomek mieszkają w bloku z wielkiej płyty. Mieszkanie odziedziczyli po dziadkach Moniki. Podkreślają, że „innym sposobem nie zdecydowaliby się na zakup mieszkania w wielkiej płycie, już lepiej mieszkać w przyczepie”. Kilka lat temu dowiedzieli się o planowanej wymianie rur. „To świetnie, że dbają o budynek, naprawdę. Ale czemu potem my musimy naprawiać zniszczoną kuchnię i łazienkę?” – mówi Tomek. Od razu dodaje: „I remontowaliśmy. Trzeba było odciąć pion na pół godziny i... nie uzyskaliśmy na to zgody. Sprawiedliwe? Niesprawiedliwe”. Monika i Tomek mają wiele powodów do niezadowolenia. „Gdy Monika jest w jednym pokoju, a ja w drugim, nie usłyszymy się. Ale gdy sąsiad kichnie, mogę mu życzyć ‘na zdrowie’. Akustyka to katastrofa”. Są też inne problemy.
Mieszkańcy bloku na Widzewie skarżyli się na szczury i nieprzyjemne zapachy ze zsypu. „Kiedyś, gdy nie było jeszcze domofonu, młodzież organizowała spotkania na klatkach schodowych. Winda była pokryta gumami do żucia i bazgrołami. A w ogóle, to winda była bardzo zawodna” – wspomina Monika. Bloku nie cierpi, ale do samego mieszkania ma sentyment. Czy mimo to chciałaby się wyprowadzić, choćby do przyczepy? „Gdy myślę o kredycie, nagle ten blok z wielkiej płyty zaczyna mi się podobać”. I to wydaje się odpowiednim zakończeniem historii o wielkiej płycie.
Niniejszy artykuł odnosi się do subiektywnych odczuć i opinii osób, które były naszymi rozmówcami i podzieliły się z nami swoimi doświadczeniami związanymi z zamieszkaniem w lokalach mieszkalnych z tzw. "wielkiej płyty" i jako taki nie ma na celu deprecjonowania budynków z "wielkiej płyty" jako takich. Redakcja serwisu nie ocenia w nim wad i zalet budynków z "wielkiej płyty" w porównaniu do budynków wznoszonych w oparciu o aktualnie stosowane technologie budowlane, a jedynie przedstawia indywidualne historie, które podzielili się z nami nasi czytelnicy. Dane osób przywołanych w artykule zostały zmienione, z uwagi na to, że osoby te chciały zachować anonimowość.
