Pierwsze noce bywają... inne. Tak ciche, że aż nie można spać. Potem przychodzi odkrycie

Wieżowce, korki, smog i wieczny pośpiech. Tym, którzy żyją w mieście, wiele rzeczy potrafi uprzykrzyć życie. Czasem chce się wyjechać gdzieś, gdzie można oddychać pełną piersią. Niekiedy weekend za miastem nie wystarcza – niektórzy marzą o przeprowadzce na wieś. Co ciekawe, nie są to wyłącznie emeryci szukający spokoju na starość. Coraz częściej młodzi ludzie, których zmęczyła miejska gonitwa, podejmują taką decyzję. Pandemia pokazała, że praca zdalna to nie fanaberia, a realny model funkcjonowania. Nic (no, prawie nic) więc nie stoi na przeszkodzie, by marzenia o domu na wsi spełniać.
Z tego artykułu dowiesz się:
Bliżej natury
Ludzie, którzy przeprowadzili się z miasta na wieś, często mówią to samo – najpierw był szok, potem euforia, w końcu równowaga. Po kilku miesiącach od przeprowadzki zauważają, że śpią jak zabici, rzadziej łapią infekcje i mniej się stresują. Badania naukowe potwierdzają, że przebywanie wśród zieleni obniża poziom kortyzolu, poprawia koncentrację i podnosi odporność.
Przez tysiące lat żyliśmy blisko natury. Dopiero od stu lat tłoczymy się w betonowych klatkach. Nasz mózg nadal jest zaprogramowany do życia w otoczeniu drzew, kwiatów i zwierząt – nie ekranów, klaksonów i neonów. To dlatego widok sarny na łące czy gwieździstego nieba wywołuje ten dziwny spokój, którego nie znajdziemy nawet w spa.
Agnieszka, która przeprowadziła się pod Lublin, mówi, że najlepsze są poranki. „Wstaję przed szóstą, bez budzika, i idę na spacer z psem. Jest mgła, rosa, czasem spotykam zająca czy bażanta. Wrócić potem do ciepłego domu, zrobić kawę i patrzeć przez okno na ogród – to mój codzienny luksus”.
Cicho, aż dzwoni w uszach
Pierwsze noce na wsi bywają... inne. Tak ciche, że aż nie można spać. Potem przychodzi odkrycie – cisza wcale nie jest absolutna. Zamiast samochodów, słychać świerszcze. Zamiast imprez za ścianą – pohukiwanie sowy. Zamiast syren karetek – szum wiatru w drzewach.
Z badań wynika, że ciągły miejski hałas poważnie nam szkodzi. Nasz mózg cały czas filtruje dźwięki, co powoduje chroniczne zmęczenie. Nawet jeśli przyzwyczailiśmy się do miejskiego zgiełku, nasze ciało wciąż na niego reaguje podwyższonym ciśnieniem, gorszym snem, napięciem mięśni.
„Nocne niebo to inna historia. Dopiero gdy wyjedziesz z miasta, zobaczysz, ile gwiazd jest naprawdę na niebie. Pierwszej nocy myślałam, że coś się stało, jakaś anomalia. Tak wiele gwiazd nagle pojawiło się na niebie. Zapomniałam, jak wygląda prawdziwe niebo” – mówi profesor Anna Sender, która opuściła Warszawę i osiadła na Warmii.

Więcej blasków niż cieni
„Na wsi trudno o anonimowość. Dla jednych to błogosławieństwo, dla innych przekleństwo. Na miejskich osiedlach mieszkamy latami, nie znając sąsiadów z własnej klatki. Na wsi po tygodniu wszyscy będą wiedzieć, jak masz na imię, co robisz zawodowo i czy masz dzieci” – mówi Marek, który mieszka z Agnieszką pod Lublinem – „Jeśli będziemy mieć fart, to trafimy na jedną z tych wsi, gdzie istnieje sieć wsparcia i zawsze będzie można liczyć na czyjąś pomoc".
Dorota, mieszkająca pod Warszawą, uważa natomiast, że wieś to raj dla introwertyków: „Mieszkam na wsi, ale daleko od głównej drogi, praktycznie w lesie. Do najbliższego sąsiada mam 600 metrów. To dopiero spokój”.
Mieszkając na wsi, można też prowadzić gospodarstwo agroturystyczne, hodować zwierzęta (konie, psy czy alpaki) lub założyć ogród warzywny albo sad – nawet, jeśli nie myślimy o sprzedaży naszych dyń, pomidorów czy wiśni, smak warzyw i owoców pochodzących z własnej uprawy jest wart zachodu.
Życie na wsi nie jest dla każdego. Problemy z dojazdem, ograniczony dostęp do specjalistycznej opieki medycznej, kultury, sklepów i punktów usługowych, konieczność dłuższych podróży po zakupy – to realne wyzwania. Ale dla coraz większej liczby osób zalety wiejskiego życia przeważają nad pewnymi utrudnieniami. Jakość życia to rzecz subiektywna.