To chyba największa klęska inwestycyjna w Warszawie. Biurokracja i wieloletnie opóźnienia

Polska ma długą tradycję ambitnych projektów inwestycyjnych, które kończą się fiaskiem lub przeciągają się w nieskończoność. Od nieukończonych dróg i lotnisk, przez niedoszłe centra kongresowe, po obiekty sportowe i kulturalne. Warszawa nie jest tu wyjątkiem. Inwestycja „Przystań Warszawa” – projekt, który miał szybko ożywić nabrzeże Wisły na Cyplu Czerniakowskim to niechlubny przykład przeciągających się realizacji. Realizacja zajęła znacznie dłużej, niż zakładano. Czy warto było czekać?
Wielka wizja
Pomysł stworzenia „Przystani Warszawa” narodził się, kiedy miasto intensywnie inwestowało w przestrzeń publiczną i infrastrukturę. W latach 2010-2015 stolica przechodziła dynamiczną metamorfozę: rewitalizowano bulwary wiślane, powstawały nowe ścieżki rowerowe, parki i place miejskie. Samorząd chciał, by Warszawa zwróciła się w stronę rzeki.
W tym kontekście pojawiła się idea stworzenia nowoczesnego kompleksu rekreacyjno-kulturalnego nad Wisłą. „Przystań Warszawa” miała pełnić rolę centrum życia miejskiego dla warszawskich kajakarzy, wioślarzy, żeglarzy i miłośników sportów wodnych. W planach były przystanie dla statków i barek, tereny rekreacyjne, budynki usługowe i przestrzenie dla organizacji pozarządowych związanych z ekologią i sportem.
Projekt zakładał powstanie siedmiu drewnianych pawilonów (plus jeden dwukondygnacyjny hangar żelbetowy wkopany w skarpę) na Cyplu Czerniakowskim, przy ulicy Zaruskiego, w bezpośrednim sąsiedztwie Portu Czerniakowskiego. Budynki miały być rozrzucone nieregularnie na powierzchni około 16 tysięcy metrów kwadratowych – nietypowy układ wynikał z chęci ocalenia jak największej liczby drzew. Czyż nie brzmi to interesująco?
Prace ruszyły w 2017 roku. W 2020 roku, na zlecenie Zarządu Zieleni m.st. Warszawy, wykonano aktualizację dokumentacji projektowej. Umowę na dokończenie prac podpisano z firmą Profiklima dopiero w lipcu 2021 roku.
Nie tak miało być
Problem polegał jednak na tym, że sama budowa budynków nie oznaczała ich funkcjonowania. Problem był niemały - odmówiono wydania pozwolenia na użytkowanie. Zastrzeżeń było sporo. Budynki zostały ogrodzone metalowym płotem i przez kolejne lata stały niezagospodarowane. W 2021 roku Zarząd Zieleni zlecił prace budowlano-wykończeniowe. Lista poprawek liczyła około stu pozycji – od drobnych po poważne. Dopiero w marcu 2023 roku udało się uzyskać pozwolenie na użytkowanie.
Efekt? Kilka zmarnowanych sezonów. W maju 2023 roku miasto ogłosiło wreszcie przetarg na ośmioletnią dzierżawę kompleksu. I tu pojawił się kolejny problem – nikt się nie zgłosił. Miasto musiało ogłosić drugi konkurs. Ten został rozstrzygnięty dopiero w lutym 2024 roku. Wygrało go Konsorcjum Przystań Warszawa z siedzibą w Milanówku. Przystań rozpoczęła oficjalną działalność w maju 2024 roku – siedem lat po rozpoczęciu budowy i ponad rok po formalnym oddaniu do użytkowania.
Wizja kontra rzeczywistość
Warto dodać, że sama „Przystań” to tylko część większej wizji zagospodarowania Cypla Czerniakowskiego. A tu obraz jest jeszcze bardziej niepełny.
Konkurs architektoniczny na nowy budynek usługowy z bosmanatem (siedzibą zarządcy portu) został rozstrzygnięty już w 2022 roku, ale do dziś budynek nie powstał. A co z kładką pieszo-rowerową? Most, który miał połączyć obie strony Portu Czerniakowskiego, był w planach od 2007 roku, kiedy zniszczeniu uległa stara drewniana kładka. Przetarg na projekt ogłoszono dopiero w 2022 roku, budowę rozpoczęto w 2024 roku. Według zapowiedzi przeprawa miała być gotowa latem 2025 roku – czyli 18 lat po zniszczeniu starej kładki.
To oznacza, że nawet po uruchomieniu samych pawilonów Przystani w maju 2024 roku, infrastruktura jest niepełna, a elementy, które miały stanowić „całość strategicznego działania na rzecz Dzielnicy Wisła”, są realizowane z wieloletnimi opóźnieniami.
„Przystań Warszawa” miała problemy, ale nie budziła takich kontrowersji jak Roma Tower.
Co poszło nie tak?
Problemy z realizacją „Przystani Warszawa" i całego obszaru Cypla Czerniakowskiego nie są jedynie wynikiem splotu niefortunnych zdarzeń. Zawinił przede wszystkim brak ciągłości w realizacji. Po drugie – zamęt w ustalaniu priorytetów. Władze miasta koncentrowały się w tym czasie na innych dużych inwestycjach, w tym na rozbudowie drugiej linii metra (rozpoczętej w 2010 roku). „Przystań” była projektem znacznie mniejszym, łatwiejszym do odsunięcia na dalszy plan.
„Przystań Warszawa” to nie katastrofa finansowa w stylu elektrowni Ostrołęka C czy nieukończonych galerii handlowych w Nowym Targu, ale – podobnie jak i cały projekt Cypla Czerniakowskiego – stała się symbolem innego problemu: niezdolności do sprawnego i kompleksowego doprowadzenia nawet niewielkich projektów do pełnego funkcjonowania. Miała być wizytówka stolicy, jest przykładem zmarnowanego czasu. Cała seria niedopatrzeń, prowadząca do rażących opóźnień, to powód, dla którego nadwiślańska inwestycja znalazła się swego czasu na liście najbardziej pechowych inwestycji w kraju. Niesmak pozostał do dziś.
„Przystań” chyba przełamała złą passę. A co z działką przy Chmielnej 75?