Ostatnia Wielkanoc to koszmar dla właścicieli fotowoltaiki. "Bo świeciło słońce"

Mijająca właśnie Wielkanoc nie była korzystna dla właścicieli fotowoltaiki. Ostatnie dni przyniosły intensywne słońce i niemal bezchmurne niebo – warunki idealne dla właścicieli instalacji fotowoltaicznych. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać. W rzeczywistości tysiące prosumentów, rozliczających się w systemie net-billing według godzinowych cen rynkowych, doświadczyło bolesnego rozczarowania. Gdy ich panele pracowały z pełną mocą, cena energii... niemal znikała. W niektórych godzinach stawki spadły do zaledwie kilku groszy, a bywało, że wycena energii oddawanej do sieci była wręcz ujemna. Dlaczego energia słoneczna, która jeszcze niedawno była synonimem oszczędności i opłacalności, dziś staje się źródłem frustracji? Jak działa mechanizm „efektu kanibalizacji” i dlaczego bez magazynu energii fotowoltaika zaczyna tracić sens? W artykule wyjaśniamy, co stoi za spadkiem zysków, jakie są realia net-billingu i co mogą zrobić prosumenci, by uniknąć dalszych strat.
Z tego artykułu dowiesz się:
Marzec rekordów, marzec strat
W pierwszych dniach wiosny panele fotowoltaiczne w Polsce generowały energię na niespotykaną dotąd skalę. Instytut Energii Odnawialnej informował o historycznych rekordach produkcji w godzinach południowych. Problem w tym, że sieć nie była przygotowana na taki zalew darmowego prądu. Gdy podaż znacznie przewyższała popyt, ceny energii w systemie godzinowym runęły.
Dla prosumentów oznaczało to jedno: sprzedaż energii oddawanej do sieci przestała się opłacać. W pewnych godzinach dnia ceny były wręcz ujemne — jak, chociażby -0,27 gr/kWh w marcu. Choć użytkownik fizycznie nie dopłaca do sieci, jego energia zostaje wyceniona na zero lub mniej, a on sam nie otrzymuje żadnego wynagrodzenia. A wszystko to w czasie, gdy jego panele pracują na pełnych obrotach.
Net-billing: rynkowa iluzja korzyści
Nowy system net-billing, który zastąpił wcześniejsze rozliczenia opustowe, miał wprowadzić sprawiedliwość na rynku prosumenckim. Energia miała być rozliczana po cenach rynkowych z danego dnia i godziny, co teoretycznie miało premiować efektywne zarządzanie produkcją. Jednak rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te założenia — większość prosumentów nie ma możliwości decydowania, kiedy oddaje energię do sieci.
Bez domowego magazynu energii użytkownik jest zdany na automatykę i sieć. Panele PV produkują prąd w dzień, a to właśnie wtedy cena energii — z powodu nadmiaru — spada do absolutnego minimum. Wieczorem, gdy ceny rosną, instalacje są już nieaktywne. System net-billing faworyzuje tych, którzy inwestują dodatkowo w akumulatory, a kara tych, którzy polegają tylko na panelach.
Efekt kanibalizacji energii z OZE
To, co dzieje się obecnie w Polsce, to typowy przykład tzw. efektu kanibalizacji energii. Im więcej energii z odnawialnych źródeł trafia jednocześnie do sieci, tym bardziej spada jej rynkowa wartość. Takie zjawisko od lat obserwowane jest m.in. w Niemczech i Hiszpanii, gdzie prosumenci muszą dostosowywać się do coraz bardziej wymagającego rynku.
W Polsce, gdzie magazynowanie energii dopiero raczkuje, efekt ten uderza ze zdwojoną siłą. Sieci przesyłowe nie są dostosowane do ogromnych chwilowych przyrostów mocy, a systemy dynamicznego sterowania energią są dopiero wdrażane. Dlatego też hurtowe ceny energii potrafią spaść do zera lub nawet poniżej niego. W takich warunkach prosument traci nie tylko potencjalny zysk, ale również motywację do dalszych inwestycji.
Magazyny energii — przyszłość, ale dla wybranych
Jedynym realnym sposobem na ominięcie pułapki niskich cen jest posiadanie własnego magazynu energii. Dzięki niemu można przechować nadwyżkę i sprzedać ją wtedy, gdy cena jest wyższa — na przykład wieczorem. Niestety, koszt takiego magazynu to nadal wydatek rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych, co czyni go nieosiągalnym dla większości gospodarstw domowych.
Choć programy takie jak „Mój Prąd” oferują wsparcie w zakupie magazynów, skala pomocy jest wciąż zbyt mała, by wywołać realną zmianę na rynku. Dodatkowo wiele osób, które zainwestowały już w panele PV, nie planuje ponownego zadłużania się na kolejne technologie. Bez szerokiego wsparcia systemowego i ulg podatkowych, magazyny energii pozostaną luksusem dla nielicznych.

Europejskie trendy a polska rzeczywistość
W krajach takich jak Holandia czy Niemcy wdrożono mechanizmy, które minimalizują ryzyko strat dla prosumentów. Wprowadzono tam np. taryfy gwarantowane, stabilne przez wiele lat, lub kontrakty różnicowe chroniące przed wahaniami cen. W Polsce dominują rozwiązania doraźne, niepowiązane z długoterminową strategią ochrony najmniejszych wytwórców energii.
Polski system energetyczny, oparty wciąż w dużej mierze na elektrowniach węglowych, nie jest przystosowany do elastycznego zarządzania nadwyżkami OZE. Brakuje także sprawnej cyfryzacji, która mogłaby ułatwić bilansowanie energii w czasie rzeczywistym. Zamiast tego prosumenci zostali wrzuceni w nieprzewidywalny świat wolnorynkowych rozliczeń, w którym często przegrywają.
Co dalej? Prosumencka przyszłość pod znakiem zapytania
Nastroje wśród prosumentów są coraz bardziej napięte. W sieci przybywa głosów rozczarowania, a fora pełne są pytań o sens inwestowania w fotowoltaikę. Eksperci ostrzegają: jeśli państwo nie zareaguje, może dojść do gwałtownego spadku zainteresowania mikroinstalacjami. A to z kolei zahamuje rozwój OZE w Polsce na długie lata.
Potrzebne są szybkie działania: modyfikacja net-billingu, wprowadzenie dolnej granicy cenowej, promocja autokonsumpcji oraz rozwój magazynów. Bez tych zmian fotowoltaika z „złotego interesu” może stać się źródłem frustracji i strat. A przecież miała być symbolem zielonej rewolucji energetycznej w Polsce.
Fotowoltaika to nie tylko inwestycja, to społeczna zmiana
Mimo trudności technicznych i finansowych transformacja energetyczna w Polsce nie może się zatrzymać. Fotowoltaika nie jest tylko kwestią opłacalności — to również sposób na uniezależnienie się od importu surowców energetycznych, poprawę jakości powietrza i zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego kraju.
W tym kontekście prosumenci pełnią rolę pionierów nowego modelu energetyki rozproszonej. To oni podejmują ryzyko i inwestują w innowacje. Aby ich wysiłek nie został zmarnowany, konieczna jest mądra polityka państwa oraz realne wsparcie systemowe. Tylko wtedy energia słoneczna pozostanie opłacalna — i to nie tylko w słoneczne dni.