Klatka schodowa zamieniła się w slums. Bezdomni urządzili sobie noclegownię na jej piętrze

Własne mieszkanie miało być jej spokojną przystanią. Było tak do momentu, aż klatka schodowa nie zmieniła się w noclegownię dla bezdomnych. Mimo starań i montażu domofonu intruzi wciąż wracają, a sąsiedzi milczą. Czy jeden głos sprzeciwu wystarczy, by przywrócić poczucie bezpieczeństwa?
Z tego artykułu dowiesz się:
Bezdomni na klatce schodowej – myśleli, że to przez brak domofonu
Pani Magda cztery lata temu kupiła mieszkanie w jednym z gdańskich bloków z wielkiej płyty. Kobieta wybrała nieruchomość w spokojnej, ale dobrze skomunikowanej dzielnicy – przede wszystkim ze względu na bezpieczeństwo i łatwy dojazd do pracy. Tuż pod blokiem działa sklep całodobowy, dzięki czemu pani Magda mogła kupić jedzenie nawet wtedy, gdy wracała z popołudniowej zmiany.
Po kilku miesiącach mieszkańcy bloku zauważyli, że na ich klatce schodowej coraz częściej pojawiają się bezdomni – nie były to pojedyncze przypadki. Takie osoby spały w różnych miejscach, a lokatorzy często nie potrafili ich przegonić. Bezdomni znikali dopiero wtedy, gdy wzywano policję. Pani Magda przestała zapraszać do swojego mieszkania znajomych, bo smród na klatce był nie do zniesienia. Osoby bezdomne przynosiły własne kartony, spały nawet w piwnicy, zostawiały niedopałki i załatwiały się, gdzie popadnie. Przez to, że klatka była bardzo zabrudzona, firma sprzątająca zaczęła pobierać wyższe opłaty.
Kobieta doszła do wniosku, że przyczyną problemu jest brak domofonu i zepsute drzwi do klatki, które bez przerwy są otwarte. Bezdomni najczęściej przebywali na piątym piętrze, czyli tam, gdzie mieszka pani Magda. Przez intruzów kobieta źle spała, ponieważ co chwilę budził ją kaszel i chrapanie bezdomnych. Kobieta była jedną z nielicznych osób, które rzeczywiście interweniowały w tej sprawie. Chociaż nie wszyscy mieszkańcy chcieli montażu domofonów (wiązało się to z podwyżką czynszu administracyjnego), to kobieta postawiła na swoim i w końcu klatka została zabezpieczona domofonem.
Administracja zareagowała, ale problem nie zniknął – pani Magda nie wychodzi z mieszkania po zmroku
Wydawało się, że po zamontowaniu domofonu bezdomni nie będą już uprzykrzać życia osobom mieszkającym w gdańskim bloku. Okazało się, że problem został rozwiązany, ale częściowo i tylko na pewien czas. Przez kilka tygodni mieszkańcy nie zauważyli żadnego bezdomnego, ale mniej więcej po trzech miesiącach dwoje z nich wróciło – byli to mężczyźni w średnim wieku, którzy nie stronili od alkoholu, śmiecili i bluzgali. Reszta bezdomnych zmieniła miejsce koczowania.
Jedną z osób, które najbardziej odczuwają powrót bezdomnych, jest pani Magda. Mężczyźni upodobali sobie piąte piętro, nieopodal drzwi do mieszkania kobiety. Ponieważ bezdomni się nie myją, momentami smród jest nie do wytrzymania. Pani Magda kilka razy poprosiła ich, aby opuścili budynek, ale jej interwencje kończyły się agresją i wyzwiskami. Gdy zaniepokojona kobieta dzwoniła po policję lub straż miejską, efekty ich działań były znikome. Kilka dni temu bezdomni dostali mandat w wysokości 50 zł i zostali wyproszeni z budynku, ale po dziesięciu minutach wrócili na piąte piętro.
Wielu mieszkańców bloku nie przejmuje się problemem bezdomnych na piątym piętrze. Lokatorzy z wyższych pięter i tak jeżdżą windą, a osoby z dołu nie uważają, żeby ta sprawa ich dotyczyła. Bezdomni najczęściej pojawiają się na klatce późnym wieczorem i tam nocują. Przestraszona pani Magda stara się nie opuszczać mieszkania po zmroku, ale kiedy pracuje na popołudniową zmianę, prawie zawsze ma styczność z bezdomnymi mężczyznami.

Bezdomni na klatce schodowej? Im to nie przeszkadza!
Straż miejska regularnie przyjeżdża na interwencje, ale pracownicy rozkładają ręce – nikt nie może zmusić bezdomnych do spania w noclegowniach. Wielu z nich nie chce tam przebywać ze względu na zakaz spożywania alkoholu. Problem tkwi nie tylko w zachowaniu i obecności osób bezdomnych na klatce schodowej, ale także w postawie samych mieszkańców.
Jak zauważyła pani Magda, ktoś regularnie wpuszcza mężczyzn do budynku. Z tego powodu bezdomni nie mają problemu, by pomimo domofonu dostać się na klatkę schodową. Niektórzy lokatorzy chcą pomóc mężczyznom – karmią ich oraz dają im ubrania. Pani Magda nie pochwala takich praktyk – „Powinniśmy pomagać ludziom w potrzebie, ale przez mieszkańców mojego bloku koczujący bezdomni zostaną tu na zawsze”. Część sąsiadów wydaje się nie przejmować poważnym problemem, a niektórzy tylko dolewają oliwy do ognia i jeszcze bardziej utrudniają pani Magdzie życie, hałasując o różnych porach dnia i nocy.
Kobieta nie ukrywa, że przez obcych mężczyzn, którzy koczują w pobliżu jej mieszkania, chodzi poddenerwowana i coraz poważniej zaczyna rozważać przeprowadzkę. Pani Magda obawia się jednak, że i tak nie znajdzie żadnego kupca, bo przecież nikt nie chciałby zamieszkać w sąsiedztwie bezdomnych, którzy hałasują, robią potworny bałagan, a do tego są po prostu nieobliczalni.