Plac zabaw pod oknem to dla niego koszmar. "Spokój jest tylko w deszczowe i zimne dni"

Eryk nie czeka na wiosnę, nie marzy o lecie. Czuje ulgę, gdy pogoda jest parszywa. Dlaczego? Z powodu dzieci i nastolatków hałasujących pod jego oknami. Wie, że jeśli pada lub wieje, on będzie mógł otworzyć okno i żaden hałas nie zakłóci jego spokoju. Czy rzeczywiście bywa aż tak źle?
Lepiej zaglądać sąsiadowi w okno
Eryk wychował się na osiedlu Sokołowskim we Wrześni. Dorastał w najstarszym postawionym tam bloku, pamiętającym jeszcze poprzedni ustrój. Brat nadal tam mieszka. Osiedle niesamowicie się zmieniło, zwłaszcza w ciągu ostatniej dekady. Tam, gdzie były łąki, stoją dziś nowoczesne i całkiem estetyczne bloki mieszkalne. Rozwinęła się infrastruktura. To atrakcyjna okolica. Zamieszkują tam ludzie, którzy porzucili Poznań dla Wrześni.
Blok na 17 Dywizji Piechoty prezentuje się dobrze z zewnątrz, wewnątrz też nie ma się do czego przyczepić. Eryk chciał mieszkanie w stanie deweloperskim, cena tego była rozsądna. Zignorował tylko jeden szczegół. Jego okna wychodzą na plac zabaw, największy na osiedlu. Nie ma nawet drzew, które nieco tłumiłyby hałasy. „Mogłem kupić mieszkanie na Kutrzeby, to dosłownie po drugiej stronie ulicy. Tylko tam bloki są ciasno rozstawione, jeden przy drugim. Sąsiad sąsiadowi może zaglądać przez okno. Ale to już chyba lepsze niż okna i balkon wychodzące na ten cały plac”.
Kto tu rządzi?
Kawałek dalej, na Majora Stanisława Culica, jest starszy, mniejszy plac zabaw. Przychodzą tam przede wszystkim rodzice z małymi dziećmi. „Jakimś cudem nie generują hałasu” – mówi Eryk. A doskonale wie, o czym mówi, bo przygotowywał się do matury, siedząc przy oknie wychodzącym właśnie na ten mały plac, zwany „Bajkowym”. Nic dziwnego, że wprowadzając się do bloku kilkaset metrów dalej, nie pomyślał, że może być gorzej.
„Nowy plac jest większy, bardziej atrakcyjny dla starszaków, z mnóstwem bajerów. Zwłaszcza że obok jest też siłownia na świeżym powietrzu”. Brzmi to fantastycznie. Ale tylko brzmi. Wiosną jeszcze da się wytrzymać. Dzieciaki są w szkołach, popołudniami też nie spędzają na dworze aż tyle czasu. Oczywiście zależy to od pogody. No i wiosenne weekendy to utrapienie. Najgorzej jest oczywiście w wakacje. Tym bardziej, że w upał każdy chciałby otworzyć okno. Hałas trwa czasami do godziny 21 albo dłużej. „Nie wiem, czy gorsze są dzieci, czy krzyczące matki. Jak z placu znikają młodsi, starsi sobie tam imprezują”.
Jest jeszcze jeden problem. Między placem zabaw a oknami mieszkańców bloku jest spora przestrzeń, idealna do gry w piłkę. Postawiono parę tabliczek informujących o zakazie gry. Niewiele trzeba, by stłuc komuś szybę lub zrobić krzywdę komuś, kto akurat wyszedł na balkon. „I to jest prawdziwy terror” – mówi Eryk. Kilkakrotnie zwracał nastolatkom uwagę, że przecież jest zakaz. Odpowiedzi bywały skrajnie bezczelne. „Wydaje im się, że są panami całego osiedla”.

"Nie jestem jakimś tetrykiem"
Eryk podkreśla, że nie jest tetrykiem, który chciałby popsuć innym zabawę i zakazać dzieciom radosnego spędzania czasu. Przyznaje, że gdyby raz jeszcze wybierał mieszkanie, wybrałby takie, którego okna na pewno nie wychodziłyby na plac zabaw. Czyli nie wybrałby bloku stojącego na środku pustego pola – bo „nigdy nie wiadomo, co nam wybudują”.
Jak sobie radzić z hałasem pod oknami? Niestety, Eryk nie zna rozwiązania. Chciałby mieć w domu warunki do pracy. O ile jesienią i zimą daje radę, o tyle wiosną i latem żałuje, że nie może pracować w biurze. Zresztą nawet po pracy ma prawo do wypoczynku – w ciszy. I z poczuciem bezpieczeństwa, nie obawiając się, że piłka (kopnięta pomimo zakazu) trafi w jego okno.
Sytuacja jest rzeczywiście trudna. „Jedyne, na czym można się skupić, to większa kontrola nad tym kopaniem piłki. Może jakieś kary dla rodziców? Bo przecież z hałasem na samym placu zabaw to już się nic nie zrobi, ale na wszystko nie można machać ręką” – podsumowuje.
Może zainteresuje Cię ta historia.