Sąd skazał matkę, bo dzieci… bawiły się w mieszkaniu. Absurd w bloku z wielkiej płyty?

Życie w bloku z wielkiej płyty ma swoje zalety i wady. Zarzewiem poważnych konfliktów bywa na przykład bliskość sąsiedzka. W jednym z polskich bloków doszło do absurdalnej sytuacji – matka została skazana za to, że jej dzieci się bawiły. Przez cienkie ściany i stropy hałas docierał do sąsiadów z dołu, którzy nie tolerują zakłócania spokoju. Czy kobiecie rzeczywiście należała się tak surowa kara?
- Dziecięca zabawa stała się źródłem poważnego konfliktu – cienkie ściany nie zapewniają prywatności
- Nowi sąsiedzi nie chcieli się dostosować – sprawa znajdzie finał w sądzie
- Czy dzieci mają prawo do zabawy? Która strona ma rację?
- Zemsta za hałasy – sąsiedzkiego konfliktu ciąg dalszy
Dziecięca zabawa stała się źródłem poważnego konfliktu – cienkie ściany nie zapewniają prywatności
Chociaż mieszkania w blokach z wielkiej płyty wciąż kuszą stosunkowo niską ceną i doskonałą lokalizacją, to nie należy zapominać o podstawowych problemach i niewygodach, jakie niesie za sobą życie w takim budynku. Niedawno przekonała się o tym pani Dorota, która została pozwana do sądu przez sąsiadów z dołu – jej historię przedstawiono w programie „Interwencja”. Nowi lokatorzy czuli się zmęczeni odgłosami dzieci biegających po pokoju oraz innymi hałasami dochodzącymi z góry. Dźwięki, które w kamienicach lub nowym budownictwie nie byłyby słyszalne dla sąsiadów, w wielkiej płycie odbijają się echem po całej klatce i mogą generować poważne konflikty pomiędzy mieszkańcami.
Rodzina z góry mieszkała w bloku z wielkiej płyty od lat i przez ten czas nie kłóciła się z sąsiadami. Małżonkowie byli bezkonfliktowi, a sąsiedzi akceptowali fakt, że ich podopieczni od czasu do czasu hałasowali. To zupełnie normalne – w końcu dzieci mają prawo się bawić. Poza zwykłymi odgłosami codziennego życia, z mieszkania tej rodziny nigdy nie dochodziły żadne niepokojące dźwięki – czasem ciszę zakłócał inhalator, ale to dlatego, że jedno z dzieci cierpi na astmę i potrzebuje leczenia.
Nowi sąsiedzi nie chcieli się dostosować – sprawa znajdzie finał w sądzie
Pewnego dnia pojawił się poważny problem. Nowi sąsiedzi zaczęli zgłaszać skargi – najpierw do spółdzielni, potem na policję. W końcu sprawa trafiła do sądu. Lokatorzy z dołu uważali, że dzieci w mieszkaniu nad nimi zachowują się zbyt głośno. Sąd przyznał im rację i wydał wyrok, zgodnie z którym matka dzieci została ukarana za zakłócanie ciszy przez jej podopiecznych. Zdaniem adwokatów jest to wyrok kontrowersyjny, ponieważ w sądzie nie wykazano, że to matka prowokowała dzieci, by hałasowały – nie dało się jednoznacznie stwierdzić, że kobieta namawiała maluchy do krzyczenia, biegania, czy innych form zakłócania spokoju.
Pani Dorota została skazana na dwadzieścia godzin prac społecznych – za to, że jej dzieci się bawiły. Dla rodziny był to ogromny cios, zwłaszcza że do tej pory nikt z sąsiadów nie zgłaszał podobnych problemów. Inni lokatorzy z klatki stanęli po stronie matki. Sami mieszkali ściana w ścianę i zapewniali, że głośno bawiące się dzieci nigdy nie były problemem. Przeczytaj ten artykuł i dowiedz się, jak naprawdę wygląda życie w blokach z wielkiej płyty.

Czy dzieci mają prawo do zabawy? Która strona ma rację?
Chociaż same zarzuty były dla małżeństwa i ich dzieci szokiem, to podopieczni najciężej przeżyli rozprawę sądową. Rodzina musiała poradzić sobie z ogromnym stresem – dzieci budziły się z płaczem, bo bały się, że ich matka trafi do więzienia. Sama kobieta nigdy wcześniej nie była karana i trudno było jej zrozumieć, jak można zostać skazanym za to, że dzieci zachowują się głośno.
Podczas rozprawy sąsiad z dołu przyznał, że hałas dochodzący z piętra wyżej przeszkadza mu na tyle, że nie może przez niego odpocząć ani rozmawiać z żoną. Jednocześnie zaznaczył, że nie zależy mu na ukaraniu oskarżonej – chciał tylko, aby nad jego głową zrobiło się ciszej. Problem w tym, że w budynku z wielkiej płyty trudno wygłuszyć na przykład odgłosy tupania. Pani Dorota wiedziała, że sąsiadowi nie podobają się głośne zabawy dzieci, dlatego położyła na podłogach dywany, jednak takie rozwiązanie na niewiele się zdało. Sąsiad, który złożył pozew, zaznaczył też, że hałas z góry nie rozchodzi się na boki, tylko idzie na dół. Tym samym podkreślił, że inni mieszkańcy klatki po prostu nie słyszą dudnienia biegających dzieci, które tak bardzo mu przeszkadza.
Zemsta za hałasy – sąsiedzkiego konfliktu ciąg dalszy
Wyrok sądu nie zakończył sąsiedzkiego konfliktu. Kobieta złożyła odwołanie od nakazowego wyroku. Sąsiad z dołu zastanawia się z kolei, czy nie wziąć sprawy w swoje ręce i nie wyciszyć sufitu. Przestrzega jednak, że prace remontowe mogą trwać około miesiąca i będą się wiązać z uciążliwym hałasem. Zapowiedział, że będzie wiercił w suficie od rana do wpół do siódmej, co z pewnością nie spodoba się rodzinie z góry.
Pani Dorota wraz z mężem i dziećmi nie zamierza się poddawać. Małżonkowie nie planują się wyprowadzać i mają świadomość, że wina nie do końca leży po ich stronie. Dzieci mają prawo do zabawy, a największym problemem w tej przykrej sytuacji jest struktura budynku z wielkiej płyty. Sąsiedzi prędzej czy później muszą się dogadać – jeśli lokatorzy z dołu nie zaakceptują hałasu, obie strony najprawdopodobniej pogodzi sąd.
Bloki z wielkiej płyty powstawały jak najszybciej i jak najniższym kosztem. Pierwotnie takie obiekty miały służyć tylko przez 50 lat. W latach 70. minionego wieku nie zastanawiano się nad tym, jak cienkie przegrody będą wpływać na życie codzienne mieszkańców takich budynków. Dziś już wiemy, że specyfika wielkiej płyty często prowadzi do sąsiedzkich konfliktów. Okazuje się, że niektóre z nich mogą być bardzo poważne.