Przeprowadziła się na nowe osiedle. „Życie tu przypomina mieszkanie w ekskluzywnym getcie”!

Nowoczesne, ogrodzone osiedla miały być synonimem luksusu. Chociaż takie apartamentowce zachwycają elegancją i funkcjonalnością, to wielu mieszkańców czuje, że czegoś im brak. U pani Katarzyny, świeżo upieczonej lokatorki jednego z takich bloków, pierwsze wątpliwości pojawiły się dość szybko. Czy wysokie mury przyczyniają się do tworzenia podziałów?
- W końcu przeprowadziła się do mieszkania marzeń… a przynajmniej tak jej się wydawało
- Tablica ostrzegawcza na ogrodzeniu – czy to normalne?
- Życie w otoczeniu luksusu – czy jest tu miejsce dla drugiego człowieka?
- Zamknięte osiedla – przywilej czy niepotrzebna izolacja?
- Ponowna przeprowadzka?
W końcu przeprowadziła się do mieszkania marzeń… a przynajmniej tak jej się wydawało
Pani Katarzyna jeszcze kilka miesięcy temu cieszyła się na myśl o przeprowadzce. Po latach wynajmowania małych lokali w starszych częściach Warszawy, w końcu mogła zamieszkać w nowoczesnym bloku, na osiedlu, które z zewnątrz wyglądało jak spełnienie marzeń – elegancka architektura, monitoring, zieleń, plac zabaw, siłownia plenerowa i kawiarnia w budynku usługowym tuż obok. Wszystko wydawało się idealne.
Do nowego mieszkania wprowadziła się w styczniu. Nowe meble, czyste klatki schodowe, cisza, która dawała odpocząć po pracy. Przez pierwsze tygodnie zachwycała się wszystkim – od podgrzewanego podjazdu, przez windy bez hałasu, po starannie przystrzyżone krzewy przy wejściu. Z czasem jednak coś zaczęło ją martwić.
Tablica ostrzegawcza na ogrodzeniu – czy to normalne?
Pewnego marcowego popołudnia pani Katarzyna wracała z zakupów. Na bramie wejściowej zobaczyła kartkę – wydruk A4, przyczepiony taśmą klejącą. Informacja była krótka, ale wymowna: "Plac zabaw oraz siłownia plenerowa służą wyłącznie mieszkańcom tego osiedla. Osoby nieupoważnione proszone są o opuszczenie terenu.” Kobieta poczuła złość: "Czyli co? Dzieciaki z sąsiedniego bloku nie mogą się pobawić z naszymi? Ludzie z osiedla obok nie mogą tu poćwiczyć?" – pomyślała.
To był moment, który uruchomił lawinę wątpliwości. Coraz częściej widziała, jak rodzice z dziećmi są przeganiani przez ochroniarzy i jak bramy zamykają się przed osobami z wózkami z sąsiedztwa. Zrozumiała wtedy, że żyje w miejscu, które przypomina bardziej ekskluzywne getto niż otwarte osiedle. Dookoła tylko domofony, ogrodzenia, kamery i poczucie, że rzeczy są tu ważniejsze niż relacje międzyludzkie.

Życie w otoczeniu luksusu – czy jest tu miejsce dla drugiego człowieka?
Pani Katarzyna wychowała się na warszawskim Mokotowie, w bloku z wielkiej płyty. Pamiętała, jak sąsiedzi znali się po imieniu, jak dzieci z okolicznych osiedli grały w piłkę na jednym boisku, a mamy siedziały na ławkach i plotkowały o życiu. Kiedy dziś o tym myśli, ogarnia ją nostalgia.
Chociaż w wielkiej płycie było biedniej i dominowała szarość, to ludzie byli blisko i uwielbiali swoje towarzystwo. Teraz, mimo luksusu i komfortu, czuje się samotna. Jej sąsiedzi to głównie młode pary, które z nikim się nie witają. Każdy wraca do swojego mieszkania, zamyka drzwi i tyle. Nawet wspólna winda nie zachęca do rozmów – raczej sprawia, że pasażerowie nerwowo opuszczają wzrok.
Pani Katarzyna próbowała nawiązać kontakt – przyniosła ciasto do sąsiadów z naprzeciwka i zaproponowała wspólny spacer młodej dziewczynie z sąsiedniej klatki. Spotkała się z uprzejmym, ale wyraźnym dystansem, dlatego powoli zaczęła tracić nadzieję, że nawiąże tu jakiekolwiek relacje.
Zamknięte osiedla – przywilej czy niepotrzebna izolacja?
Nowoczesne osiedla coraz częściej przypominają odizolowane twierdze. Deweloperzy reklamują je jako bezpieczne i prestiżowe, ale w praktyce to także miejsca, które zamykają się na innych. Każdy blok ma swój plac zabaw, swoją siłownię, a czasem nawet swój sklep. Pani Katarzyna zastanawia się jednak, dlaczego nie ma tu przestrzeni wspólnej.
Coraz więcej socjologów mówi o urbanistycznej atomizacji, o architekturze, która zamiast zbliżać ludzi, skutecznie ich od siebie izoluje. Okazuje się, że zamknięte osiedla tworzą poważne podziały. Miasto, które powinno łączyć, zamienia się w zbieraninę prywatnych światów oddzielonych ogrodzeniami i kodami do bram. Pani Katarzyna nie chce się poddać. Myśli nawet o zorganizowaniu pikniku na trawniku, zaproszeniu mieszkańców sąsiednich bloków, otworzeniu furtki choć na jeden dzień. Marzy o tym, by jej osiedle nie było wyspą, ale częścią dzielnicy. Chciałaby, żeby dzieci bawiły się razem, bez względu na to, w którym budynku mieszkają.
Ponowna przeprowadzka?
Po kilku miesiącach życia na nowym osiedlu kobieta zaczyna rozważać ponowną przeprowadzkę. Może do starszego bloku, gdzie zamiast eleganckiego lobby jest drewniana ławka pod balkonem, ale za to można zamienić słowo z sąsiadką. Doświadczenia pani Katarzyny nie są niczym zaskakującym. Coraz więcej osób zadaje sobie pytanie, czy budując wygodne przestrzenie, nie zapomnieliśmy o tym, co naprawdę ważne – o tworzeniu relacji.