Kupiła mieszkanie w wielkiej płycie! To, co spotkało ją po wprowadzeniu, przyprawia o dreszcze!

Julia i jej mąż przez długi czas poszukiwali mieszkania. Kiedy natrafili na ofertę lokalu w bloku z wielkiej płyty w korzystnej cenie, zdecydowali się szybko. Niestety, ich radość szybko przerodziła się w strach i złość. Okazało się, że para musi stawić czoła problemowi, który dotyczy nie tylko ich, ale również sąsiadów z pechowego bloku.
- Zakup mieszkania: marzenia a rzeczywistość
- Nieproszeni goście w kuchni i łazience
- Tajemnice mieszkania na końcu korytarza
- Trudna walka z uciążliwym sąsiadem
- Nieproszony problem w bloku z wielkiej płyty
Zakup mieszkania: marzenia a rzeczywistość
Julia i Krzysztof niedawno się pobrali i uznali, że to odpowiedni moment, aby nabyć swoje własne lokum. Do tej pory para mieszkała w niewielkiej kamienicy poza miastem, jednak ich pragnieniem była przeprowadzka bliżej centrum. Po kilkunastu tygodniach przeglądania ogłoszeń natrafili na ofertę, która wydawała się idealna – mieszkanie z trzema pokojami na jednym z dużych osiedli z wielkiej płyty w Olsztynie. Cena była zaskakująco niska jak na standard wykończenia i lokalizację, ale wyjaśniano to pilną sprzedażą z powodów osobistych.
Para zaufała agentowi, podpisali dokumenty notarialne i z radością odebrali klucze. Przez kilka pierwszych dni wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku. Nowe wyposażenie, świeżo odmalowane ściany, zapach kawy o poranku – Julia i Krzysztof byli szczęśliwi. Niestety, ta sielanka nie trwała długo.
Nieproszeni goście w kuchni i łazience
Pewnej nocy Julia usłyszała hałas w kuchni. Myślała, że to może worek z ziemniakami upadł albo przeciąg poruszył firanką. Rano na podłodze znalazła martwego karalucha, a potem z przerażeniem odkryła, że insekty wyłażą spod lodówki, gdzie jest ich więcej. Kobieta nie potrafiła ukryć obrzydzenia. Na szczęście szybko się uspokoiła, a po powrocie męża z pracy para zdecydowała się kupić środki owadobójcze i zamówić fachowca od dezynsekcji. Po jego wizycie karaluchy zniknęły, ale to był dopiero początek kłopotów.
Z kuchennego okapu zaczął wydobywać się nieprzyjemny zapach, którego nie dało się zidentyfikować. Na klatce schodowej ktoś zostawił zużyty papier toaletowy w reklamówce. Z wentylacji w łazience każdej nocy dochodziły odgłosy przypominające szuranie. Małżeństwo czuło, że coś jest nie tak. Pewnej niedzieli Julia zobaczyła w łazience karalucha, który… wyszedł z odpływu w wannie.
Tajemnice mieszkania na końcu korytarza
Zmartwione małżeństwo zdecydowało się na rozmowę z sąsiadką mieszkającą piętro wyżej o swoim odkryciu. Kobieta bez owijania w bawełnę opowiedziała im o lokalu na końcu korytarza – miejscu, które od lat sprawia problemy całemu pionowi. Zamieszkiwał tam starszy pan, który przez lata gromadził w swoim mieszkaniu śmieci, stare meble, zużyty sprzęt elektroniczny, butelki po napojach i... padlinę, którą – według sąsiadów – przynosił z lasu. Sąsiadka wskazała drzwi, zza których co jakiś czas wydobywa się nieznośny fetor. Starsza kobieta przyznała, że mieszkańcy okolicznych mieszkań cierpią od kilku lat z powodu karaluchów, pluskiew, gazu, smrodu i hałasów.
Julia i Krzysztof byli zaskoczeni. Nikt ich nie uprzedził, że będą mieli takiego sąsiada. Pośrednik mówił tylko o zaletach nieruchomości, a poprzedni właściciel mieszkania jedynie uśmiechnął się, wręczając klucze. Teraz zrozumieli, dlaczego cena była tak korzystna.

Trudna walka z uciążliwym sąsiadem
Para zdecydowała się podjąć działania. Najpierw nawiązała kontakt z administracją osiedla – odpowiedź, którą otrzymali, była krótka. Pracownicy są świadomi problemu i próbują go rozwiązać, jednak współpraca z trudnym lokatorem jest bardzo skomplikowana. Okazało się, że mieszkaniec z końca korytarza regularnie opłaca czynsz i nie wpuszcza inspektorów ani urzędników. Wizyty MOPS-u i sanepidu nie przyniosły żadnych rezultatów. Składanie zażaleń na sąsiada także okazało się bezskuteczne.
Julia liczyła karaluchy, które odkrywała w łazience i kuchni. Krzysztof nagrał wideo, na którym owady poruszały się po klatce schodowej. Administracja zlecała co kilka tygodni przeprowadzenie dezynsekcji, ale insekty powracały. Problem leżał w mieszkaniu mężczyzny, który nie chciał nikogo wpuścić do środka.
Sąsiedzi opowiadali, że kiedyś do lokalu mężczyzny przyjechała straż pożarna, ponieważ ktoś wyczuł gaz. Innym razem powiesili pranie na balkonie i musieli je zdjąć po godzinie, ponieważ z góry spadały resztki jedzenia. Jedna z mieszkanek złożyła zawiadomienie do prokuratury, ale sprawę umorzono z powodu „braku społecznej szkodliwości”.
Nieproszony problem w bloku z wielkiej płyty
Julia przestała zapraszać przyjaciół. Odrzuciła pomysł jedzenia śniadań na balkonie. Każdego ranka zaglądała do łazienki i kuchni, by szukać kolejnych niechcianych gości. Krzysztof zaczął spać przy zapalonej lampce – nocne odgłosy szurania budziły w nim niepokój.
Para myślała o sprzedaży mieszkania, lecz szybko zauważyli, że cena nieruchomości musiałaby być ponownie obniżona, co było nieopłacalne z powodu kosztów kredytu hipotecznego. Wynajem również nie wchodził w rachubę, gdyż nikt nie chciałby mieszkać w budynku, gdzie codziennie trzeba usuwać martwe owady.
Ta opowieść nie ma jeszcze szczęśliwego zakończenia. Spółdzielnia wciąż prowadzi działania, a mężczyzna z końca korytarza nadal przynosi do mieszkania dziwne znaleziska. Julia i Krzysztof każdego dnia walczą o wygodę i godność, ale coraz częściej żałują decyzji o zamieszkaniu w bloku z wielkiej płyty.