Sprzedali mieszkanie w Gdyni i wyjechali na Kaszuby. Żałowali już po pierwszym kryzysie

Dom za miastem, własny ogród, cisza i śpiew ptaków – brzmi jak spełnienie marzeń? Dla wielu to cel, do którego dążą latami. Ale co, jeśli sielanka szybko pęka? Gdy znika ostatni bus, a lekarz jest godzinę drogi stąd, entuzjazm potrafi zniknąć szybciej niż zasięg w telefonie. Czy życie poza miastem naprawdę jest dla każdego? Ci, którzy spróbowali, mówią wprost: nie wszystko da się przewidzieć.
- Wiejski azyl Jerzego i Anny – nieprzewidziane trudności
- Rafał i samotność po przeprowadzce
- Barbara i życie w sercu lasu
- Rodzinna wieś i bunt nastolatki
- Wiejska sielanka? Tylko pozornie
- Nie każda wieś wygląda tak samo
- Rodzinna wieś i bunt nastolatki
- Wiejska sielanka? Tylko pozornie
- Nie każda wieś wygląda tak samo
Wiejski azyl Jerzego i Anny – nieprzewidziane trudności
Jerzy i Anna od zawsze marzyli o życiu na wsi. Jako dzieci zazdrościli rówieśnikom, którzy mogli odwiedzać dziadków mieszkających poza miastem. Choć mają sentyment do Lublina, nie chcieli tam spędzić reszty życia. Gdy ich synowie się usamodzielnili, zdecydowali się kupić działkę w Majdanie Kozłowieckim, zaledwie pół godziny jazdy od miasta. W ciągu niespełna półtora roku postawili wymarzony dom i zaczęli tworzyć piękny ogród. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem – do czasu, gdy zaczęły się problemy z samochodem.
„Ale to jeszcze nic” – mówi Anna. Znacznie gorzej zrobiło się, gdy z dnia na dzień przestały kursować busy do Lublina. Dla niej, jako osoby bez prawa jazdy, to była poważna komplikacja. „Kiedy kupowaliśmy działkę, dojazd busem był dla mnie dużym plusem. A teraz? Jeśli Jurek wyjeżdża, nie mam jak dostać się do miasta” – opowiada z rozgoryczeniem. Sielankowe życie na wsi szybko pokazało swoją mniej romantyczną stronę.
Rafał i samotność po przeprowadzce
Rafał zdecydował się na przeprowadzkę zaraz po pandemii. Życie w kawalerce o powierzchni 36 m² bez balkonu uznał za zbyt ciasne, zwłaszcza w perspektywie ewentualnych kolejnych lockdownów. Praca zdalna dała mu swobodę – porzucił Poznań i przeniósł się do niewielkiego domu z ogrodem. Spełnił swoje marzenie o dużym psie i wolnej przestrzeni. Ale nie wszystko potoczyło się tak, jak sobie wyobrażał.
Choć Rafał nie uważa się za towarzyską duszę, z czasem zaczął boleśnie odczuwać samotność. „Nie zawsze znajomi mają ochotę tłuc się przez wieś tylko po to, by obejrzeć ze mną serial” – przyznaje. Przekonał się też, że 50 minut drogi w jedną stronę to coś zupełnie innego niż szybki przeskok między dzielnicami miasta. „To prawie dwie godziny w aucie. Ja sam już nie jeżdżę na byle okazję, więc rozumiem, że moi znajomi też nie chcą” – mówi. Izolacja i brak codziennych kontaktów społecznych okazały się największym zaskoczeniem po przeprowadzce.

Barbara i życie w sercu lasu
Barbara miała konkretny powód, by wyprowadzić się z miasta – marzyła o własnej hodowli psów. W realizacji tego planu wspierała ją matka, z którą podzielała pasję. Obie sprzedały swoje mieszkania w Gdyni i przeniosły się w głąb kaszubskiego lasu. „Znalazłyśmy swoje miejsce na Ziemi” – mówi Barbara. Jednak życie na odludziu nie zawsze jest sielanką. „Pewnej nocy mama źle się poczuła, wezwałam karetkę, ale ratownicy nie mogli nas znaleźć. Krążyli chyba z dwadzieścia minut. Myślałam, że osiwieję” – wspomina. Choć wiejski spokój i bliskość natury mają swoje uroki, Barbara nie ukrywa, że codzienne funkcjonowanie bywa trudne: daleko do apteki, lekarza, a czasem nawet nie sposób wyjechać z posesji przez błoto.
„Dobrze, że nie ma już śnieżyc, bo przejazd przez zaspy to byłby koszmar” – dodaje. Mimo to ceni sobie obecne życie, bo wśród drzew i śpiewu ptaków znajduje coś, czego brakowało jej w mieście – prawdziwy spokój.
Rodzinna wieś i bunt nastolatki
Witold i Krystyna postanowili przenieść się na wieś pod Bydgoszczą, gdy ich córka Laura była jeszcze mała i nie chodziła do przedszkola. Początkowo dojazdy do placówek edukacyjnych zajmowały im od 20 do 40 minut. Gdy Laura poszła do szkoły, codzienne kursy do miasta stały się rutyną – rano i po południu. Jednak w 6 i 7 klasie pojawił się bunt. Dziewczynkę frustrowało, że po lekcjach musi wracać do lasu, gdzie nie ma galerii, znajomych ani atrakcji. Spacer po lesie czy łąkach był dla niej nudny, a wieś przestała kojarzyć się z beztroską.
W 8 klasie i technikum niezależność była dla Laury coraz ważniejsza, ale aby spotkać się z chłopakiem lub koleżankami, musiała prosić rodziców o podwózkę albo pokonywać pieszo siedem kilometrów do stacji. „Dziś mówię Witkowi, że jak chce się wychowywać dzieci na wsi, to trzeba mieć czas na drugi etat – jako szofer” – śmieje się Krystyna.
Wiejska sielanka? Tylko pozornie
Życie poza miastem kusi spokojem, przestrzenią i czystym powietrzem. Ale czy zawsze tak to wygląda? Świeże powietrze może przestać być atutem, gdy sąsiad zaczyna palić plastik w ognisku. Cisza potrafi zniknąć przy głośnej imprezie za płotem, a poczucie bezpieczeństwa nie jest gwarantowane – nowoczesne domy bywają łakomym kąskiem dla złodziei. Wieś to także konkretne wyzwania: wysokie koszty utrzymania, niekończące się prace w domu i ogrodzie oraz zmieniające się z wiekiem możliwości fizyczne.
Kiedyś godziny spędzane przy pieleniu grządek były relaksem – dziś może to być wyzwaniem. Codzienność komplikuje też dostępność sklepów. Brakuje cukru? Trzeba liczyć kilometry. Zachcianka na pizzę lub wino wieczorem? Bez auta często niemożliwe. Brak spontaniczności to jedna z cen za wiejskie życie. Dla starszych osób uciążliwy staje się ograniczony dostęp do opieki medycznej, a młodsi narzekają na nudę, słaby zasięg i brak atrakcji – co często rodzi domowe konflikty.
Nie każda wieś wygląda tak samo
Oczywiście nie wszystkie miejscowości poza miastem są jednakowe. W niektórych działają sklepy, restauracje, kawiarnie i domy kultury z bogatą ofertą wydarzeń. Takie wsie mogą przypominać mniejsze miasteczka i zapewniać komfort życia. Ale czy istnieje idealne miejsce dla każdego? Jedni odnajdują się w wielkomiejskim zgiełku, inni w zaciszu nad jeziorem. Gdzie wybudować wymarzony dom? W mieście, w górach, a może na prowincji? Odpowiedź nie jest jednoznaczna – bo szczęście to kwestia indywidualnych potrzeb.
Rodzinna wieś i bunt nastolatki
Witold i Krystyna postanowili przenieść się na wieś pod Bydgoszczą, gdy ich córka Laura była jeszcze mała i nie chodziła do przedszkola. Początkowo dojazdy do placówek edukacyjnych zajmowały im od 20 do 40 minut. Gdy Laura poszła do szkoły, codzienne kursy do miasta stały się rutyną – rano i po południu. Jednak w 6 i 7 klasie pojawił się bunt. Dziewczynkę frustrowało, że po lekcjach musi wracać do lasu, gdzie nie ma galerii, znajomych ani atrakcji. Spacer po lesie czy łąkach był dla niej nudny, a wieś przestała kojarzyć się z beztroską.
W 8 klasie i technikum niezależność była dla Laury coraz ważniejsza, ale aby spotkać się z chłopakiem lub koleżankami, musiała prosić rodziców o podwózkę albo pokonywać pieszo siedem kilometrów do stacji. „Dziś mówię Witkowi, że jak chce się wychowywać dzieci na wsi, to trzeba mieć czas na drugi etat – jako szofer” – śmieje się Krystyna.
Wiejska sielanka? Tylko pozornie
Życie poza miastem kusi spokojem, przestrzenią i czystym powietrzem. Ale czy zawsze tak to wygląda? Świeże powietrze może przestać być atutem, gdy sąsiad zaczyna palić plastik w ognisku. Cisza potrafi zniknąć przy głośnej imprezie za płotem, a poczucie bezpieczeństwa nie jest gwarantowane – nowoczesne domy bywają łakomym kąskiem dla złodziei. Wieś to także konkretne wyzwania: wysokie koszty utrzymania, niekończące się prace w domu i ogrodzie oraz zmieniające się z wiekiem możliwości fizyczne.
Kiedyś godziny spędzane przy pieleniu grządek były relaksem – dziś może to być wyzwaniem. Codzienność komplikuje też dostępność sklepów. Brakuje cukru? Trzeba liczyć kilometry. Zachcianka na pizzę lub wino wieczorem? Bez auta często niemożliwe. Brak spontaniczności to jedna z cen za wiejskie życie. Dla starszych osób uciążliwy staje się ograniczony dostęp do opieki medycznej, a młodsi narzekają na nudę, słaby zasięg i brak atrakcji – co często rodzi domowe konflikty.
Nie każda wieś wygląda tak samo
Oczywiście nie wszystkie miejscowości poza miastem są jednakowe. W niektórych działają sklepy, restauracje, kawiarnie i domy kultury z bogatą ofertą wydarzeń. Takie wsie mogą przypominać mniejsze miasteczka i zapewniać komfort życia. Ale czy istnieje idealne miejsce dla każdego? Jedni odnajdują się w wielkomiejskim zgiełku, inni w zaciszu nad jeziorem. Gdzie wybudować wymarzony dom? W mieście, w górach, a może na prowincji? Odpowiedź nie jest jednoznaczna – bo szczęście to kwestia indywidualnych potrzeb.