Komornik był bezlitosny. „Proszę pani, prawo to prawo”. Tak Marta straciła mieszkanie

Przez ostatnie lata Marta nie miała dobrej passy. Nigdy nie podejmowała lekkomyślnych decyzji, nie była rozrzutna, unikała nieuzasadnionego ryzyka. Mimo to straciła mieszkanie i została niemal bez grosza. Gdy wydawało jej się, że wyszła na prostą i już nic złego się nie stanie, spadł na nią kolejny finansowy cios. Tym razem sprawa była absurdalna.
Początek kłopotów
Marta pamięta dobrego kolegę swojego męża, który parokrotnie pomógł im w podbramkowych sytuacjach. Gdy sam potrzebował pomocy, mąż Marty nawet się nie zawahał i podpisał się jako żyrant pod kredytem kolegi „Przecież to tylko formalność” – przekonywał. Teoretycznie tak. Kolega miał pracę, wydawał się poukładany. „Taki ogarnięty facet” – wspomina Marta.
Jednak nie tak ogarnięty, jak mogłoby się zdawać. Gdy stracił pracę w czasie pandemii, przestał spłacać kredyt. Bank zwrócił się do żyranta. Paweł i Marta mieli wspólne konto. To tam wpływało jej wynagrodzenie. To był początek kłopotów – finansowych i małżeńskich.
Walka
Następne miesiące to była gehenna. Małżonkowie próbowali negocjować z bankiem, pisali pisma do komornika. Każda rozmowa kończyła się tym samym: „Proszę pani, prawo jest prawem. Mąż się podpisał, więc odpowiadają państwo solidarnie”. Od początku całej sytuacji Marta była w stresie. „Tak naprawdę odkąd Paweł się zgodził podpisać”. Nie przypuszczała jednak, że problemy będą tak poważne. Że straci mieszkanie, które remontowała za pieniądze matki, że się rozwiedzie, bo będą się z mężem wzajemnie obwiniać.
Mieszkanie zostało oszacowane na 450 tysięcy złotych. Podczas pierwszej licytacji nikt nie chciał kupować. Podczas drugiej już tak.
„To było przeżycie porównywalne do pogrzebu kogoś bliskiego” – wspomina Marta.
Po odliczeniu kosztów komorniczych, opłat i długu zostało 15 tysięcy złotych. Niecałe. Paweł zaproponował podział pół na pół.
Podobnych historii jest więcej. Kobieta z Wrocławia straciła wszystko. Oto jej historia.

Partnerka biznesowa?
Marta zamieszkała z dziećmi w wynajmowanym mieszkaniu kilkanaście minut SKM-ką od swojego miasta, Gdyni. W dzień pracowała w biurze, wieczorami sprzątała w kancelarii prawnej. I chciała zmienić swoje życie.
Zimą 2024 roku Marta, wówczas już samodzielna matka dwójki dzieci, postanowiła zainwestować w siebie. Kurs biznesowy prowadzony przez popularnego YouTubera wydawał się idealny. 57 złotych to nie była wielka suma. „Jakie mogło kryć się w tym niebezpieczeństwo? Wyobrażałąm sobie, że skończę kurs, dostanę lepszą pracę, może jakoś tam zbuduję sobie zdolność kredytową i mieszkanie, małe bo małe, ale własne będę mogła kupić. Bardzo chciałam mieć swoje, bo przecież już miałam i nie ze swojej winy, nie przez swoją głupotę straciłam” – mówi rozgoryczona.
Kilka miesięcy później przyszedł list od komornika. Wezwanie do zapłaty. Kwota zwalała z nóg: ponad 15 tysięcy złotych. Komornik groził zablokowaniem kont bankowych w ciągu 7 dni.
Najpierw Marta, pewnie ze stresu, nie doczytała szczegółów i była pewna, że pismo miało jakiś związek z dawną sprawą. Tamten dramatyczny rozdział był jednak zaknięty. Wczytała się i zestresowała jeszcze bardziej. Wkrótce okazało się, że została „trzeciodłużniczką”. Tego terminu wcześniej nawet nie znała. Twórca kursu miał długi, a komornik próbował ściągnąć je od wszystkich jego klientów. W Polsce było kilka podobnych przypadków, ale dla Marty było to tragiczne i absurdalne jednocześnie. W dodatku nie miała do kogo się zwrócić z prośbą o pomoc. Przede wszystkim jednak musiała zrozumieć, o co tak naprawdę chodziło.
„Ściągamy długi pana XYZ, a pani jest na liście jego partnerów biznesowych” – usłyszała przez telefon. Partnerów biznesowych? Marta chciała tylko kupić kurs za 57 złotych, a nie stawać się wspólniczką. Dowiedziała się, że podobne pisma wysłano do tysięcy osób.
Z pomocą gdyńskiego prawnika, udzielającego bezpłatnych porad prawnych, Marta znalazła rozwiązanie tego problemu – wystarczyło złożyć proste oświadczenie. Prawnik wyjaśnił jej też, że sytuacja była nietypowa (z czasem zaczęto ją komentować w mediach). Stresu związanego z tym zamieszaniem nigdy nie zapomni. Dziś wierzy, że jeszcze wyjdzie na prostą. Nie dlatego, że liczy na cud, ale dlatego, że ciężko pracuje, unika pożyczek i zachowuje szczególną czujność.
Nie daj się zaskoczyć komornikowi – dowiedz się więcej.