Rzucił renomowane studia, żeby zająć się czymś nietypowym. Dziś czuje się człowiekiem sukcesu

Tymoteusz Buczek studiował psychologię i geografię. Teoretycznie mógł wybrać bezpieczną ścieżkę kariery: praca w szkole, gabinet terapeutyczny, może podyplomówkę. Wyszło inaczej. Dziś prowadzi jedną z najprężniej działających firm stolarskich w Lublinie. Jak to się stało, że zamiast analizować ludzkie umysły lub studiować mapy, postawił wszystko na stolarstwo?
- Nie każdy geodeta mierzy lądy
- Moment zwrotny i wizja kontra rzeczywistość
- Szczęśliwy traf czy dobra życiowa strategia?
- Droga do sukcesu – czyli od pierwszej deski do własnej firmy
- Sukces ma wiele twarzy
Nie każdy geodeta mierzy lądy
Statystyki są interesujące. Według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego i analiz rynku pracy, ponad połowa absolwentów wyższych uczelni w Polsce (około 53%) nie pracuje w zawodzie zgodnym z kierunkiem ich studiów.. Ktoś kończy filologię angielską i sprzedaje ubezpieczenia. Inny skończył prawo, ale prowadzi restaurację. To zjawisko szczególnie nasiliło się wśród milenialsów – pokolenia, które jako pierwsze masowo zakwestionowało mit, że dyplom określa zawodową tożsamość na całe życie.
Dlaczego tak się dzieje? Przyczyn jest sporo. Czasem rynek pracy jest bezlitosny – nadprodukcja absolwentów pewnych kierunków sprawia, że znalezienie pracy w zawodzie graniczy z cudem. Innym razem to kwestia pasji odkrytej zbyt późno, gdy już ma się dyplom w szufladzie. Zdarzają się też przypadki czystego pragmatyzmu – praca w branży, do której przygotował nas uniwersytet, nie zapewnia takiego wynagrodzenia, jakie oferuje inna działalność, do której potrzebna jest smykałka, a nie tytuł magistra.
Tymoteusz należy właśnie do tej ostatniej kategorii. Choć ma za sobą lata studiów i dwa kierunki, wybrał coś zupełnie innego.
Moment zwrotny i wizja kontra rzeczywistość
Kiedy Tymoteusz rozpoczynał studia, jego plany wyglądały zupełnie inaczej.
„Tak naprawdę poszedłem na psychologię, bo rodzice chcieli, żebym był wykształconym obywatelem tego świata. Ja z kolei chciałem sobie przedłużyć czas beztroski. Ale też na psychologię poszedłem z ciekawości. Chociaż się męczyłem na tych studiach, bo to nie do końca było to, co powinienem studiować. Dlatego na trzecim roku psychologii poszedłem równolegle na geografię. A geografia - od najmłodszych lat siedziałem w atlasie i studiowałem mapy. To było bardziej moje niż psychologia” – mówi Tymoteusz.
Geografia i psychologia to kierunki, które przeważnie wybierają osoby z jasno określonymi celami zawodowymi. Pierwszy otwiera drogę do pracy w planowaniu przestrzennym, edukacji, urzędach, instytutach badawczych. Drugi – do gabinetu psychologa, pracy z ludźmi, terapii. Trudno sobie wyobrazić, że ktoś po takich studiach kończy z heblem w dłoni. Kiedy przyszedł ten moment, kiedy nasz rozmówca postanowił wejść na inną ścieżkę?
„Moment zwrotny? To było podczas wykańczania mieszkania. Zostało nam 10 tysięcy na meble, AGD i wyposażenie. Kuchnia u stolarza miała kosztować 6,5 tysiąca bez AGD, a szafa 4,5 tysiąca. Stwierdziłem: spróbuję to zrobić sam. Zrobiliśmy kuchnię i szafę w niecały miesiąc za niecałe za 5 tysięcy złotych. Ludziom zaczęło się bardzo podobać. Znajomi przychodzili do nas do domu i pytali, czyje to dzieło, prosili, żeby dać numer do stolarza. Mówiłem: numer macie, bo to my zrobiliśmy. Jakoś tak poszło za ciosem. Psycholog zarabiał wtedy około 2 tysiące po studiach. Aspekt ekonomiczny przeważył” – wspomina.

Szczęśliwy traf czy dobra życiowa strategia?
Czy to był przemyślany krok, czy raczej seria przypadków, która doprowadziła do otwarcia firmy Ergosfera?
„To nie był do końca ani przypadek, ani świadomy plan. Gdyby ojciec nie powiedział mi, że jego kolega miał firmę stolarską i wspólniczka chciała sprzedać 33% udziału w tamtej firmie, to nie wiem, jakby się potoczyła moja kariera. Był jakiś tam szczęśliwy traf. Za odłożone pieniądze kupiłem udziały, a po 8 miesiącach za niewielkie pieniądze odkupiłem resztę udziałów i niejako zostałem sam na placu bitwy”.
Niektórzy kurczowo trzymają się przekonania, że wykształcenie wyższe to prestiż i że całkowite przebranżowienie to szaleństwo. Szaleństwo czy nie, Tymoteusz udowodnił, że była w tym metoda.
Ale fascynacja stolarstwem nie wzięła się znikąd. „Jeszcze jak byłem małolatem, to robiliśmy z ojcem meble do domu. Składaliśmy je w piwnicy” – wspomina Tymoteusz.
Droga do sukcesu – czyli od pierwszej deski do własnej firmy
Droga od pomysłu do działającej firmy nigdy nie jest prosta. Trzeba znaleźć kapitał na start, wynająć lokal, zainwestować w sprzęt, zdobyć pierwszych klientów. W branży meblarskiej konkurencja jest spora – zwłaszcza w dużych miastach, a Lublin mały nie jest.
„Z kilkoma chłopakami przenieśliśmy się ze stumetrowej hali na 450 m2. Kupiłem maszyny – odważnie, bo nie wiedziałem, czy mi się zwróci. Wziąłem leasingi. Ryzyko się opłaciło. Ekipa na początku to byłem ja i dwie osoby. Obecnie jest 16 pracowników na umowę o pracę. Zajmujemy się usługami dla branży stolarskiej – czyli tniemy, oklejamy płytę, przygotowujemy te płyty z nawiertami. Ale też robimy gotowe meble do domów, mieszkań, biur i sklepów" – mówi Tymoteusz.
Z czasem firma zaczęła się rozwijać. Po pierwszych udanych realizacjach kolejnych klientów przyciągnęły dobre opinie. Dziś Ergosfera to jedna z rozpoznawalnych marek na lubelskim rynku mebli na wymiar. „Na pewno było w tym dużo determinacji, bo przez 10 lat inwestowałem tylko w firmę, zapominając o sobie. Nie kupiłem mieszkania ani drogiego samochodu. Całą kasę pchałem w firmę" – przyznaje. I opłaciło się. Dziś szef Ergosfery ma kolejne pomysły. Jakie? „Gotowe meble z nadrukami na frontach – poznałem człowieka, który ma drukarnię cyfrową i stwierdziliśmy, że świetnym pomysłem jest drukowanie obrazów i grafik na frontach komód i niewielkich szafek" – zdradza Tymoteusz.
Sukces ma wiele twarzy
Czy Tymoteusz czuje się człowiekiem sukcesu?
„Tak, czuję się człowiekiem sukcesu. Mam świadomość, że robię coś wartościowego. Dzięki temu, że ta firma funkcjonuje jak funkcjonuje, kilka rodzin może się utrzymać. To jest jakaś odpowiedzialność społeczna. Spełniam się w tym na pewno bardziej, niż bym się spełniał jako terapeuta".
Dyplom nie zawsze gwarantuje nam poczucie spełnienia. Czasami warto zaryzykować i zmienić swój zawodowy kierunek. Tego nie zabrakło twórcy Ergosfery.