Remontował mieszkanie ucząc się na filmach na YouTube. Kolega podsumował efekty prac w kilku gorzkich słowach...

Artur zawsze był otwarty na wyzwania i uważał, że wszystkiego można się nauczyć – wystarczy motywacja. I dobry tutorial. Gdy odziedziczył po dziadkach mieszkanie i planował jego odświeżenie, olśniło go: po co płacić fachowcom, którzy pewnie zaproponują wygórowane stawki, skoro większość prac da się wykonać samodzielnie, wystarczy tylko znaleźć odpowiedni filmik na YouTube i błyskawiczny kurs remontowy z głowy. Z takim nastawieniem przystąpił do malowania mieszkania. I jak się to skończyło?
Z tego artykułu dowiesz się:
YouTube powie ci... wszystko?
Artur podszedł do zadania metodycznie. Przez tydzień oglądał tutoriale, rozmawiał z pracownikami marketu budowlanego i przygotowywał listę niezbędnych materiałów. Wiedział, że trzeba zdjąć gniazdka, zabezpieczyć podłogi, okna, meble. Swoją remontową przygodę dokumentował na Instagramie, zapewniając, że z odświeżaniem mieszkania i drobnymi pracami remontowymi poradzi sobie lepiej niż fachowcy. Dorzucał popularne memy z serialu animowanego „Sąsiedzi” i przekonywał, że podobne katastrofy mu nie grożą.
Szczególnie dumny był arkusza kalkulacyjnego, który pozwolił mu precyzyjnie obliczyć ilość potrzebnej farby. Ściągnął też aplikacje pomocne w doborze kolorów. „Tu wszystko jest przemyślane, nie to co u majstrów, którzy robią na oko”. Jedyne, na czym postanowił zaoszczędzić, to farba – w końcu „to wszystko to sama chemia, tylko marketing winduje ceny niektórych farb".
Katastrofa w odcieniu off-white
Wkrótce po rozpoczęciu pracy okazało się, że pomimo opracowanego planu działań, nie wszystko dało się przewidzieć i pojawiły się pierwsze problemy – choćby to, że razem z tapetami rodem z PRL-u ze ścian zaczął schodzić tynk. Trzeba było szpachlować. To nie był jednak największy z problemów Artura.
Potem okazało się, że wybór wałków z górnej półki to za mało – trzeba jeszcze wziąć pod uwagę długość runa. W żadnym z youtubowych tutoriali Artur nie usłyszał, że do ścian o większej chropowatości potrzebne jest runo o długości 20 mm. Mało tego, informacja, że do farb rozpuszczalnikowych wskazane jest włosie naturalne, a do wodorozcieńczalnych – sztuczne, jakoś Arturowi umknęła. O ile w ogóle się w tutorialach pojawiła. Zawiódł też arkusz kalkulacyjny, który nie uwzględnił faktu, że ciemne ściany wymagają więcej farby. I wprawdzie z poprzednią farbą musiał uporać się tylko w kuchni, ale intensywny fiolet, który miał zmienić się w dyskretny off-white, okazał się niezwykle stresującym wyzwaniem. Po kilku dniach od malowania fiolet nadal przebijał, a ściana miała odcień delikatnego różu. Nie o to chodziło. Zabrakło farby podkładowej – z przesadnej oszczędności, zaufania do marketowej farby czy z powodu wybrania nieodpowiedniego tutorialu, w którym zabrakło kluczowych informacji?
Również malowanie sufitu było uciążliwe. Dopiero podczas malowania ujawniły się niedoskonałości, a zignorowanie internetowej rady o użyciu farby antyrefleksyjnej kosztowało Artura sporo nerwów. I czasu – musiał bowiem odwiedzić market budowlany ponownie i tym razem kupić odpowiedni produkt, który pozwolił zniwelować sufitowe doskonałości.
Dobra farba to podstawa!

Internet kontra rzeczywistość
Po czterech dniach intensywnej pracy Artur musiał przyznać, że teoria i praktyka to zupełnie co innego. Czy żałował, że nie powierzył zadania fachowcom? Tak, zwłaszcza gdy patrzył na krzywe linie w miejscu łączenia sufitu ze ścianami i kiedy słońca padało na pomalowane przez niego ściany. Różne odcienie jednego koloru na powierzchni też nie prezentowały się dobrze. Efekt samodzielnej pracy był daleki od ideału.
Dość szybko w niektórych miejscach farba zaczęła się łuszczyć, a Artur zachodził w głowę, co przeoczył, w którym momencie działał zbyt szybko lub jakiej tajemnicy youtuberzy nie zdradzili. Równie irytujące były pęcherze powietrza. Za to Artur winił swoją niecierpliwość - nie czekał, aż ściany będą całkiem suche i gotowe do przyjęcia farby.
Ostatecznym ciosem była wizyta kolegi, który w Norwegii pracował przy remontach i znał się na rzeczy. Z brutalną szczerością podsumował działania Artura, który powoli oswajał się z myślą, że jednak w niedalekiej przyszłości trzeba będzie zapłacić fachowcom za doprowadzenie mieszkania do porządku. W całej przygodzie z samodzielnym malowaniem był jednak pewien pozytyw – dębowy parkiet wyszedł z tego wszystkiego bez szwanku.
Jakie są ceny usług malarskich w 2025?