Wstają o czwartej rano, żeby zdążyć do szkoły. Tak wygląda codzienność tysięcy nastolatków

W Polsce żyje 38 milionów ludzi. 15 milionów osób codziennie odczuwa – i to boleśnie – problem wykluczenia komunikacyjnego. Jeśli „wykluczenie komunikacyjne” brzmi niejasno, oto wyjaśnienie: te osoby po prostu nie mogą liczyć na transport publiczny. Dla nich dotarcie dokądkolwiek to wyzwanie, jakie mieszkańcom wielkich miast trudno sobie wyobrazić. Bo nie chodzi o stanie w korkach, ale o realne utrudnienia. To dotyczy wszystkich, także młodzieży. Bo przecież nie wszędzie są placówki, w których młodzi ludzie mogą kontynuować edukację. Czasami do liceum, technikum czy na uczelnię trzeba dojeżdżać z kilkoma przesiadkami i wstawać o nieludzkich porach. W XXI wieku, w środku Europy.
- Spójrzmy na statystyki – raz jeszcze
- „Wstaję o czwartej, żeby dotrzeć chwilę po szóstej, gdy szkoła jest jeszcze zamknięta”
- Co zrobić i z kim rozmawiać, żeby problem rozwiązać?
Spójrzmy na statystyki – raz jeszcze
Co o zjawisku wykluczenia komunikacyjnego mówią statystyki? Prawda jest brutalna. Około 15 milionów Polaków ma problem z dojazdem do pracy i szkoły. To 40 procent naszej populacji. Mało tego, 20 procent miejscowości w Polsce nie ma dostępu do transportu publicznego. I, co najtrudniej zrozumieć, w latach 2014-2022 dwukrotnie zmniejszyła się liczba tras obsługiwanych przez przewoźników.
Nawet, jeśli jakiś samorząd zorganizował transport, przeważnie jest to kilka połączeń w ciągu doby, nie zawsze o przemyślanych, sensownych porach. A nawet jeśli – w teorii – godzina odjazdu wydaje się naprawdę rozsądna, pojawiają się inne komplikacje: autobus nie przyjeżdża, autobus się spóźnia, autobus odjeżdża za wcześnie – bo tak wyszło. I co wtedy?
Niestety, to nie jest fikcja, to nie są odosobnione przypadki. Tak wygląda codzienność wielu osób, w tym dzieci, młodzieży, młodych dorosłych. Jak oni sobie z tym radzą?
„Wstaję o czwartej, żeby dotrzeć chwilę po szóstej, gdy szkoła jest jeszcze zamknięta”
Codzienna wędrówka do szkoły dla wielu młodych ludzi z mniejszych miejscowości czy wsi to prawdziwe wyzwanie logistyczne i fizyczne. Konieczność polegania na rzadko kursujących i zawodzących autobusach czy pociągach (i tu zdarzają się opóźnienia, choć czasami można poczekać na dworcu, w ciepłej poczekalni) zmusza do wstawania o bardzo wczesnych porach. Jak przyznaje jeden z licealistów: „Wstaję o czwartej, żeby dotrzeć chwilę po szóstej, gdy szkoła jest jeszcze zamknięta. Czekam w sklepie. A jak zajęcia mam nie od samego rana, tylko powiedzmy od drugiej czy trzeciej lekcyjnej, to kolejne godziny lecą bez sensu”. Zmarnowane godziny to tylko część problemu. Do tego dochodzi zmęczenie, które utrudnia koncentrację na lekcjach – bo „jak można być wypoczętym, jeśli wstaje się o czwartej, a do nocy odrabiało się lekcje lub wkuwało do dwóch sprawdzianów i czterech kartkówek?” – pyta siedemnastoletni Daniel. Permanentne zmęczenie, za mała ilość snu odbijają się negatywnie na zdrowiu psychicznym, mogą nawet powodować zaburzenia nastroju i podnosić poziom stresu. A przecież życie nastolatków i tak bywa stresujące.
A co ze spotkaniami po szkole? Przecież młodzi ludzie mają niekiedy ochotę czy potrzebę spędzić czas z rówieśnikami. Co z zajęciami dodatkowymi? Nie ma sprawy – jeśli transport pozwala. A może szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafi się jakaś podwózka?
Nauczyciele nie zawsze są wyrozumiali. „Tłumaczyłem, pokazywałem rozkład jazdy autobusów, ale niektórzy uważają, że to nie ich problem tylko mój i moim obowiązkiem jest być na czas. A jak niekiedy muszę się zwolnić parę minut z ostatniej lekcji, żeby zdążyć na autobus, to też jest to niezrozumienie ze strony nauczycieli” – mówi piętnastoletnia siostra Daniela, Patrycja.

Co zrobić i z kim rozmawiać, żeby problem rozwiązać?
Można rozmawiać z radnymi. Można pokazać im rozkłady jazdy, plany lekcji i zadać proste pytanie: jak tak można funkcjonować? Możliwe, że radni wysłuchają, nawet okażą współczucie, udadzą zrozumienie lub rzeczywiście będą rozumieli powagę problemu. Co z tego?
Niektórzy wzruszą ramionami i z dumą oznajmią: „Przecież już autobus jeździ”. No owszem, ale JAK jeździ? Być może jedynym sposobem, by skłonić samorządy do podjęcia konkretnych działań, byłoby zaproszenie radnych czy samorządowych decydentów do udziału w eksperymencie – niech przez tydzień korzystają z transportu publicznego.
Kto wie, może nawet nie trzeba przeprowadzać eksperymentu. Każdemu kto mieszka na terenie gminy borykającej się z wykluczeniem komunikacyjnym, ale kto ma komfort dojeżdżania wszędzie własnym autem, któregoś mroźnego poranka może samochód nie odpalić. I co wtedy? Czekanie na autobus, przeklinanie i przekonanie się na własnej skórze, co znaczy spóźniony autobus.