„Nie mam jak dojechać do sklepu ani do lekarza” – historia, która poruszyła internautów

Gdy bus przestaje kursować, pociąg omija zapomnianą stację, a samochód staje się jedynym sposobem na dotarcie do lekarza czy sklepu, zaczyna się wykluczenie komunikacyjne. To problem, który dotyka już kilkunastu milionów Polaków i wciąż rośnie.
Wszędzie daleko
O wykluczeniu komunikacyjnym możemy mówić wtedy, gdy mieszkańcy danego obszaru są pozbawieni możliwości korzystania z transportu publicznego lub jest to znacznie utrudnione. Wykluczenie komunikacyjne dotyczy zarówno braku połączeń środkami transportu publicznego – pociągami czy busami, ale również trudności w zdobyciu informacji o połączeniu bądź niedostatecznej dystrybucji biletów.
Problem ten szczególnie dotkliwie odczuwają osoby starsze, dzieci i młodzież oraz osoby z niepełnosprawnościami. Dla nich brak dostępu do komunikacji publicznej oznacza odcięcie od podstawowych usług: opieki zdrowotnej, edukacji, miejsc pracy. Nie wspominając nawet o wpływie tych utrudnień na więzi rodzinne.
Garść statystyk
Skala problemu jest niepokojąca. W 2018 roku Klub Jagielloński szacował, że w gminach, które nie organizują lokalnych połączeń autobusowych, mieszka 13,8 miliona Polaków. W 2022 EUROREG potwierdził, że wykluczenie to dotyka kilkunastu milionów osób w kraju, z czego dla 6 milionów powoduje to mniejsze lub większe trudności z wypełnianiem codziennych obowiązków.
Jeszcze bardziej alarmujące są dane o tempie pogłębiania się problemu. W roku 2014 funkcjonowało 788 tysięcy linii komunikacji autobusowej. W 2020 roku – już tylko 480 tysięcy. Oznacza to, że w ciągu sześciu lat ubyło nam około 40 % połączeń autobusowych. Do 20% miejscowości w Polsce nie dojeżdża transport publiczny. Drugie tyle ma do niego dostęp w minimalnym zakresie – pojedyncze kursy tylko w dni nauki szkolnej.
Jak można się domyśleć, wykluczenie komunikacyjne dotyka przede wszystkim obszary wiejskie i małe miasta w Polsce. Konkretnie w wschodniej i centralnej części kraju. W Polsce 14% dzieci i młodzieży w wieku od 12 do 19 lat jest zagrożonych wykluczeniem transportowym. Dla młodych ludzi oznacza to niemożność uczestniczenia w zajęciach pozalekcyjnych, spotkaniach z rówieśnikami czy korzystania z oferty kulturalnej.

Niby pięknie, a nie tak bajkowo
Historia Ireny i jej męża Leszka pokazuje, jak szybko można znaleźć się w pułapce wykluczenia komunikacyjnego. Gdy postanowili spędzić jesień życia poza Lublinem, wybrali Majdan Kozłowiecki – malowniczą wieś w gminie Lubartów, zaledwie 6 kilometrów od Lubartowa i trochę ponad 20 kilometrów od Lublina. Blisko słynnej Kozłówki z przepięknym pałacem Zamoyskich, w otoczeniu Kozłowieckiego Parku Krajobrazowego. W teorii – idealne miejsce na wymarzony dom.
Wtedy pan Leszek jeździł samochodem, komunikacja nie była problemem. Do Lubartowa można było dojechać w kilka minut. Akurat otwierały się tam popularne dyskonty, więc nawet nie trzeba było jeździć do Lublina. A jeśli już decydowali się na wyjazd do swojego dawnego miasta, w 25-40 minut (w zależności od pory dnia i ruchu) byli na miejscu.
Parę lat po tym, jak osiedli w Majdanie Kozlowieckim na stałe, energiczny i przedsiębiorczy sołtys załatwił budowę przystanków i przejazdy busów na trasach Lublin-Lubartów przez Majdan i z powrotem. Z tego najbardziej ucieszyła się córka Ireny i Leszka – wtedy studentka.
Parę lat temu busy przestały kursować. Leszek nie może już jeździć autem z powodów zdrowotnych, Irena nie ma prawa jazdy, a ich córka mieszka pod Poznaniem. A nawet gdy przyjeżdża już do Lublina, ma problem z dostaniem się do rodziców – bo i ona nie ma prawa jazdy. „Jeśli chcę dostać się na Majdan, muszę prosić o podwózkę swoich przyjaciół. Na szczęście chętnie jadą w okolice Kozłówki” – mówi córka Ireny i Leszka.
Do najbliższych sklepów spożywczych w Annoborze czy Wandzinie jest kilka kilometrów. Do lekarzy w Lublinie czy Nałęczowie, po zakupy do Lubartowa nie da się dostać, nie prosząc o przysługę sąsiadów. Życie na wsi okazało się pułapką.
Ta historia powtarza się w tysiącach polskich miejscowości. Od 1989 roku w skali całego kraju, siatka autobusowych połączeń regionalnych skurczyła się o około 85-90 %. Miejsca, które jeszcze kilka lat temu miały łączność ze światem, tracą kontakt z cywilizacją. Ludzie tacy jak Irena i Leszek stają się więźniami bez krat. A przecież są ludzie, którzy mają znacznie trudniejszą sytuację – nie mają kogo prosić o pomoc, muszą dokądś dojeżdżać codziennie, a nie tylko sporadycznie. Oczywiście, wielu powie: „to trzeba siąść za kółko”. Takie rozwiązanie przychodzi do głowy głównie tym, których problem wykluczenia komunikacyjnego nie dotyczy.
Oto codzienne wyzwania życia za miastem. Kwestia komunikacji i nie tylko!