Myślisz, że dziś mieszkania są drogie? W latach 90. było jeszcze gorzej

Młodzi ludzie często narzekają na problemy z zakupem mieszkania. Wbrew pozorom, nie tylko oni znaleźli się w trudnej sytuacji. Warto spojrzeć wstecz, a dokładniej na lata 90., gdy perspektywy Polaków nie były kolorowe. Inflacja, wysokie oprocentowanie kredytów i niestabilna gospodarka sprawiały, że marzenie o własnym M pozostawało poza zasięgiem większości obywateli.
- Lata 90. – własne M tylko dla nielicznych
- Drogie kredyty rujnowały marzenia Polaków
- Dziś jest trudno – ale czy gorzej niż kiedykolwiek?
- Trzydzieści lat temu też było ciężko – zdążyliśmy już o tym zapomnieć
Lata 90. – własne M tylko dla nielicznych
Po upadku PRL-u w 1989 roku Polska wkroczyła w nową rzeczywistość – gospodarkę wolnorynkową. To czas wielkich nadziei, ale i dramatycznych problemów adaptacyjnych. Pensje były niskie, inflacja szalała, a ceny mieszkań szybko wymknęły się spod kontroli. W 1990 roku inflacja wyniosła rekordowe 585,8%, co dramatycznie obniżało siłę nabywczą pieniądza.
W pierwszej połowie lat 90. metr kwadratowy mieszkania kosztował od 1,15 do 1,34 średniego wynagrodzenia. Choć ceny nieruchomości nie przekraczały 2000 zł za m², to przeciętna pensja była jeszcze niższa. Dla wielu Polaków oznaczało to brak możliwości zakupu własnego mieszkania. Po pierwsze, trudno było cokolwiek odłożyć. Po drugie – korzystanie z kredytu hipotecznego często nie było rozsądnym rozwiązaniem. Przeczytaj ten artykuł, by dowiedzieć się, jak zdobywano mieszkania w czasach PRL.
Drogie kredyty rujnowały marzenia Polaków
Niestety, osoby, które nie miały pokaźnych oszczędności, musiały posiłkować się kredytem – inaczej mogły zapomnieć o własnym mieszkaniu. W tym czasie polski rynek kredytów hipotecznych dopiero raczkował. W latach 90. oprocentowanie kredytów sięgało nawet 25%, a więc dostępne produkty były drogie i mało korzystne. Na dodatek wybór ograniczał się do dwóch instytucji: PKO BP i Polsko-Amerykańskiego Banku Hipotecznego.
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych produktów był kredyt „Alicja” – jego raty sztucznie zaniżono, bo spłacało się tylko część odsetek. Resztę zadłużenia odkładano na kolejne lata spłaty, co sprawiało, że kredytobiorcy musieli oddawać nawet kilkunastokrotnie wyższą kwotę od tej, którą pożyczyli. Ta sprawa znalazła swój finał w sądzie. W latach 90. przeciętny kredyt mieszkaniowy nie przekraczał kwoty 80–100 tys. zł. Większość mieszkań miała niewielki metraż, zatem osoby, które zdecydowały się zadłużyć w banku, często nie mogły sobie pozwolić na wymarzoną, przestronną nieruchomość dla dużej rodziny.

Dziś jest trudno – ale czy gorzej niż kiedykolwiek?
Obecnie ceny mieszkań, zwłaszcza w dużych miastach, potrafią przyprawić o zawrót głowy. Warszawa, Trójmiasto, Wrocław czy Kraków biją rekordy cenowe, a różnice między aglomeracjami a mniejszymi miejscowościami wciąż są bardzo wyraźne, pomimo drobnych korekt cenowych, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnich miesiącach. Średnia cena za metr kwadratowy mieszkania w Polsce wynosi dziś 10–12 tys. zł – w zależności od tego, czy mamy do czynienia z rynkiem pierwotnym, czy wtórnym. Przeciętne wynagrodzenie to 8670,51 zł brutto, a prognozowana średnia krajowa netto to 6242,38 zł. Za tę kwotę kupimy od 0,5 do 0,6 m² nieruchomości. To zdecydowanie mniej niż dwadzieścia lat temu.
Powyższe wyliczenia nie napawają optymizmem. Pamiętajmy jednak, że rynek jest dziś nieporównywalnie większy. Kredyty hipoteczne są łatwiej dostępne, a ich oprocentowanie nie zbliża się do wartości z końca lat 90. Wzrosła też podaż mieszkań – dzisiaj wybór jest zdecydowanie szerszy niż jeszcze 20 lat temu. Jak mówi jeden z internautów: Warto uświadomić sobie, jak wiele mieszkań jest dziś dostępnych na rynku i jak wyglądają w porównaniu z tymi z lat 2000. Kupiłem mieszkanie na początku zeszłego roku i powiedziałbym, że nasz budynek jest nawet lekko luksusowy – a przynajmniej ładnie zaprojektowany.
Trzydzieści lat temu też było ciężko – zdążyliśmy już o tym zapomnieć
Narzekanie na aktualne ceny mieszkań jest zrozumiałe, szczególnie wśród młodych, którzy nie mają żadnego zaplecza finansowego. Trzeba jednak pamiętać, że kilka dekad temu sytuacja również nie była łatwa – rynek dopiero raczkował, kredytów praktycznie nie było, a inflacja pożerała oszczędności szybciej, niż można było je gromadzić.
Dziś młodzi ludzie mają bogaty wybór – zarówno jeśli chodzi o kredyty, jak i same nieruchomości. Nowe osiedla projektuje się z myślą o wygodzie mieszkańców i zdecydowanie łatwiej jest znaleźć przestronny, słoneczny lokal. Problemem nie jest już sama dostępność mieszkań, lecz ich cena oraz rosnące oczekiwania nabywców. Kiedyś największym marzeniem było posiadanie jakiegokolwiek mieszkania – dziś chcemy, by było ono duże, najlepiej nowe i w dobrej lokalizacji. Z tego artykułu dowiesz się, ile trzeba zarabiać, aby dostać kredyt na budowę domu.
W latach 90. marzenia o własnym mieszkaniu niweczyły wysoka inflacja, brak kredytów i niestabilność gospodarki. Dziś jest znacznie drożej, ale za to dostępność i komfort nieruchomości są nieporównywalne. Nie ma wątpliwości, że sytuacja młodych ludzi nie należy do najłatwiejszych. Niestety, jedno od lat się nie zmienia – własne mieszkanie to pewien rodzaj dobra luksusowego. Nie wszyscy rodacy mogą sobie pozwolić na ten przywilej.