Parter, środek czy góra? Eksperci oceniają, gdzie mieszka się najlepiej

Zastanawiasz się, które piętro mieszkania wybrać? Parter z ogródkiem, środkowe kondygnacje czy najwyższe piętro – każda opcja ma swoje plusy i minusy. Poznaj prawdziwe historie Polaków, którzy stanęli przed tym wyborem i dowiedz się, co naprawdę wpływa na komfort życia, cenę i codzienne wygody. Ta decyzja może być trudniejsza, niż myślisz! Artykuł powstał na podstawie materiału z Onet.pl.
- Zmieniające się preferencje dotyczące pięter mieszkań
- Piętro ma znaczenie – Iwona zapłaciła mniej, bo wybrała niżej
- Marzenie o ogródku kontra rzeczywistość
- Zmiana podejścia – więcej prywatności wyżej
- Tylko parter z ogródkiem
- Tylko ostatnie piętro
- Czwarte piętro bez windy
- Praktyczne podejście zwyciężyło
Zmieniające się preferencje dotyczące pięter mieszkań
Jeszcze kilka lat temu mieszkania na parterze z własnym ogródkiem były w Polsce bardzo pożądane, zwłaszcza w czasie pandemii, gdy wielu szukało kontaktu z zielenią. Obecnie jednak ta moda zaczyna się zmieniać — coraz więcej osób unika parteru, a największym zainteresowaniem cieszą się mieszkania położone na średnich piętrach. Coraz większą popularność zdobywają także lokale na najwyższych kondygnacjach, doceniane za prywatność i rozległe widoki. Co więcej, niektórzy deweloperzy ustalają ceny mieszkań w zależności od ich położenia na konkretnym piętrze.

Piętro ma znaczenie – Iwona zapłaciła mniej, bo wybrała niżej
Iwona niedawno podpisała akt notarialny na swoje pierwsze mieszkanie w krakowskich Czyżynach. Za lokal o powierzchni niecałych 47 m² zapłaciła 630 tys. zł, a dodatkowo 40 tys. zł za miejsce postojowe w garażu podziemnym. Zdecydowała się na drugie piętro. Dlaczego? — Parter mnie nigdy nie interesował, nie chciałam ogródka. Na pierwszym piętrze również nie czułabym się komfortowo ze względu na hałas z ulicy przy otwartym oknie. Z kolei wyższe piętra odpadają, bo nie lubię jeździć windą — przyznaje z uśmiechem.
Drugie piętro okazało się więc kompromisem — na tyle nisko, by nie korzystać z windy, ale wystarczająco wysoko, by uniknąć zgiełku ulicy.
To jednak niejedyny argument. Jak mówi Iwona, ceny mieszkań w wybranym przez nią bloku, który ma osiem kondygnacji, różniły się nie tylko metrażem, ale również wysokością. — Moje mieszkanie na drugim piętrze było aż o 50 tys. zł tańsze od identycznego lokalu na ósmym piętrze. Deweloper zastosował zasadę: im wyżej, tym drożej — tłumaczy.
Pracownica biura sprzedaży potwierdziła jej, że takie podejście stosuje obecnie wielu deweloperów. — Oglądając inne oferty w internecie, zauważyłam, że nie jest to jeszcze standard, ale w wielu przypadkach cena faktycznie rośnie wraz z piętrem. Może chodzi o lepszy widok z okna — zastanawia się Iwona. — Dla mnie mój widok i tak jest świetny. Już nie mogę się doczekać przeprowadzki — dodaje z entuzjazmem.
Marzenie o ogródku kontra rzeczywistość
Patrycja przez lata szukała idealnego mieszkania, aż w końcu – pod wpływem męża – zrewidowała swoje oczekiwania. Marzyła o jasnym salonie z przeszklonymi oknami i widokiem na zieleń, najlepiej z wyjściem na przydomowy ogródek. Idealnie, gdyby mieszkanie miało okna wychodzące na zachód lub dwie strony świata, prosty układ, nie było nad garażem ani tuż przy klatce schodowej. Ogródek, najlepiej na lekkim podwyższeniu, miał zapewniać odrobinę prywatności. — Dziś już się z tego śmieję — przyznaje. — Takie mieszkania chyba po prostu nie istnieją.
Chciała ogródka, bo traktowała go jako substytut domu – czegoś, na co ich nie stać. — Wyobrażałam sobie poranki z kawą na świeżym powietrzu, dzieci bawiące się w piaskownicy, kilka donic z roślinami. Miałam nadzieję, że uda się połączyć wygodę życia w bloku z namiastką ogrodu. Teraz myślę, że to była tylko iluzja — mówi szczerze.
Zmiana podejścia – więcej prywatności wyżej
Mąż od początku był sceptyczny. Przekonywał, że mieszkania na parterze są chłodniejsze i ciemniejsze, a ogródki to bardziej marketing niż realna korzyść. — Mówił, że z wyższych pięter sąsiedzi wszystko widzą, a przechodnie mogą zaglądać przez okna. Ciągły hałas, bawiące się dzieci, samochody pod oknami – trudno w takich warunkach odpocząć — wspomina Patrycja.
W końcu usłyszała od męża: „I tak nie będziesz w tym ogródku siedzieć w piżamie, a prania na suszarce nie wystawisz, bo wszystko będzie na widoku”. Wtedy zrozumiała, że może faktycznie lepiej zrezygnować z parteru. Ostatecznie kupili mieszkanie na trzecim piętrze z zachodnią ekspozycją i widokiem na drzewa. — Mam balkon z kwiatami, jest gdzie wypić kawę. Dzieci same nie wyjdą, ale przynajmniej mamy prywatność. Choć czasem tęsknię jeszcze za tym wymarzonym ogródkiem — mówi z nostalgią.
Tylko parter z ogródkiem
Julia i Damian od początku wiedzieli, czego szukają — ich wymarzone mieszkanie miało znajdować się na parterze i posiadać własny ogródek. — Dom nie wchodził w grę ze względu na koszty, a prywatna zielona przestrzeń to dla nas o wiele więcej niż balkon — tłumaczy Julia.
Ich wybór padł na 60-metrowy lokal z ogródkiem o tej samej powierzchni. — Wiem, że często takie ogródki są bardzo małe albo nachylone, przez co trudno z nich korzystać. My mieliśmy szczęście — trafiliśmy na ofertę z naprawdę funkcjonalnym ogródkiem, który w niczym nie przypomina tzw. „wybiegu dla psów” — podkreśla 36-latka.
Julia jest przekonana, że mieszkanie na parterze ma więcej zalet niż wad. — Mamy drewniany płot, który zapewnia prywatność i odcina nas od wzroku sąsiadów. Do tego mnóstwo zieleni. Ustawiliśmy 3-osobową huśtawkę, przy drzwiach balkonowych stanął stolik i dwa krzesła — idealne miejsce na poranną kawę. W rogu urządziliśmy przytulny taras z meblami wypoczynkowymi i daszkiem. Wieczorami, przy zapalonych lampkach, jest naprawdę magicznie — opowiada z entuzjazmem.
Dzieci także chętnie korzystają z ogródka, zwłaszcza latem. — Gdy jest gorąco, dziewczynki spędzają czas w cieniu, zapraszają koleżanki z osiedla i bawią się tam całymi godzinami — mówi Julia.
Obawy dotyczące chłodu w mieszkaniach na parterze zupełnie się nie potwierdziły. — Jeśli kupujemy nowy lokal lub taki w nowym budownictwie, nie ma się czego bać. Dzięki współczesnym rozwiązaniom technicznym mieszkania na parterze są tak samo ciepłe, jak te wyżej. U nas zimą kaloryfery rzadko są odkręcone maksymalnie, a mimo to w środku jest bardzo przyjemnie — zapewnia.
Tylko ostatnie piętro
Karolina nigdy nie marzyła o ogródku. Urodziła się i wychowała w Warszawie, a jak sama mówi — żyje w rytmie miasta. Ceni szybkie tempo życia i dostęp do wszystkiego, co potrzebne: siłowni, kawiarni, galerii handlowej. Lubi spędzać czas aktywnie — raz w parku, innym razem na bulwarach czy na starówce. W mieście nie ma miejsca na nudę ani ograniczenia.
— Mąż jeszcze zanim wzięliśmy ślub, namawiał mnie na większe mieszkanie lub segment pod Warszawą. Argumentował, że jego kolega tak zrobił i sobie chwali — większa przestrzeń, krótszy dojazd. Ale mnie to nie przekonywało — podkreśla Karolina.
— Nie wyobrażam sobie tracić dwóch godzin dziennie w korkach, tylko po to, by wieczorem wrócić do domu i zamknąć się w czterech ścianach. Co mi po tym segmencie? Wolę wskoczyć do tramwaju czy metra i w kilka minut być w centrum, wśród ludzi. Życie na obrzeżach nigdy nie było dla mnie opcją — mówi zdecydowanie.
Ostatecznie para znalazła kompromis i kupiła trzypokojowe mieszkanie na dziewiątym piętrze w bloku na warszawskich Bielanach. Dziś oboje są zadowoleni. Mąż ceni sobie spokój tej okolicy, a Karolina — bliskość miasta. Do centrum dojeżdża metrem w kilkanaście minut. Mają w pobliżu ulubiony warzywniak, mnóstwo zieleni i klimatyczne miejsca na śniadania czy kolacje.
Karolina twierdzi, że nigdy nie chciałaby mieszkać na nowym osiedlu. — Lubię stare bloki — są funkcjonalne, dobrze rozplanowane i zwykle wszystko jest pod ręką. Nie ma tu hałasu zza ścian ani wścibskich sąsiadów zaglądających w okna. Znajoma z nowego osiedla skarży się, że słyszy nawet, gdy sąsiad spuszcza wodę w toalecie. Tutaj to nie do pomyślenia — śmieje się.
Ich mieszkanie na dziewiątym piętrze ma zabudowany balkon. Wieczorami siadają tam i patrzą na miasto, które nigdy nie zasypia. — Na tym etapie życia to dla nas idealna opcja — mówi Karolina. — I cieszę się, że udało mi się postawić na swoim — dodaje z uśmiechem.
Czwarte piętro bez windy
Wbrew radom mamy i trendom
— Pamiętam, jak zaczęliśmy szukać mieszkania. Mama powtarzała mi wtedy: "Tylko pierwsze piętro, dziecko. Jasne, wygodne i nie trzeba windy" — wspomina Martyna. Początkowo szukała lokali z ogródkiem, bo taki był trend — większość jej znajomych właśnie o takich mieszkaniach marzyła. Jednak z czasem zaczęła wątpić, czy to naprawdę najlepsza opcja.
— Młodzi ludzie dziś chcą mieszkać na nowych osiedlach, mieć ogródki albo tarasy. To modne. Najpierw wszyscy polowali na mieszkania na parterze, teraz przerzucają się na segmenty i utknęli w wielogodzinnych korkach — zauważa.
Ostatecznie Martyna wybrała coś, co wcześniej zupełnie odrzucała — lokal na czwartym piętrze w bloku bez windy. Zdecydowała cena, układ pomieszczeń i metraż. Dodatkowo przekonały ją doświadczenia koleżanki, która mieszkała na pierwszym piętrze i codziennie słuchała wrzasków dzieci bawiących się tuż pod oknami.
— Nie mam nic przeciwko dzieciom, zwłaszcza że dziś sama jestem mamą. Ale na nowych osiedlach dzieciaki biegają po parkingach i alejkach, bo nie mają wydzielonych przestrzeni. Rodzice uważają, że jak osiedle jest zamknięte, to dzieciom nic nie grozi, ale to nie są dobre warunki ani dla nich, ani dla sąsiadów, którzy chcieliby po prostu odpocząć po pracy — mówi.
Praktyczne podejście zwyciężyło
Przypadkowo trafiła na mieszkanie, które miało cztery pokoje, dobrze rozplanowaną przestrzeń i znajdowało się w spokojniejszej części miasta. Blok, choć już niemodny, liczył kilkanaście lat, był zadbany, a okolica miała wszystko, czego potrzebowali: sklepy, punkty usługowe i szkołę z boiskiem za oknem — dzięki czemu nie obawiała się, że deweloper postawi tu kolejny blok.
— Kiedyś marzyłam o nowoczesnym apartamencie z dużym tarasem. Wychowaliśmy się na serialach z TVN-u, które pokazywały życie w luksusowych wnętrzach w centrum miasta. Każda z nas chciała mieć coś takiego. Ale na końcu wygrał rozsądek — mówi z uśmiechem.
Po urodzeniu dziecka brak windy bywał uciążliwy, ale jak twierdzi, był to tylko przejściowy etap. Teraz cieszy się z codziennej porcji ruchu — wchodzenie po schodach traktuje jako formę aktywności fizycznej. — Może kiedyś się wyprowadzimy, bo na starość brak windy może dać się we znaki. Ale dziś jestem zadowolona. Nie mam pod oknem parkingu, dzieci mają własne pokoje, a mieszkanie jest ciche i solidne. Stare budownictwo naprawdę ma swoje zalety — podsumowuje Martyna.