Pies ważniejszy niż metraż? Na to zawracają uwagę kupujący mieszkanie

Jeszcze do niedawna najważniejsze były lokalizacja, metraż i cena. Dziś do głosu dochodzą… łapy. Nowoczesny nabywca nieruchomości coraz częściej bierze pod uwagę potrzeby swojego pupila – od bliskości terenów spacerowych po możliwość trzymania psa w mieszkaniu. Dane z raportu „To my. Kupujący 2025” pokazują, że obecność zwierzęcia ma realny wpływ na decyzje zakupowe. Czy pies faktycznie stał się ważniejszy niż układ pomieszczeń? Przekonaj się, jak zmienia się podejście Polaków do zakupu domu lub mieszkania.
Z tego artykułu dowiesz się:
- Zwierzęta – członkowie rodziny (a czasem nawet szefowie)
- Pies czy kot? Kto naprawdę rządzi w domach kupujących
- Czego szukają właściciele psów? (spoiler: nie tylko siebie)
- Zwierzęta to więcej niż tylko lokator z ogonem
- Zmiana priorytetów: kiedy metraż schodzi na drugi plan
- Pies jako doradca nieruchomości?
Zwierzęta – członkowie rodziny (a czasem nawet szefowie)
Dawno, dawno temu, w czasach kiedy pies spał w budzie, a kot był „po prostu kotem”, wybór mieszkania zależał głównie od ceny, metrażu i dojazdu do pracy. Ale czasy się zmieniły – dziś to właśnie pies (albo kot, królik czy nawet gekon) potrafi mieć więcej do powiedzenia w kwestii zakupu nieruchomości niż… teściowa.
Z najnowszego raportu „To my. Kupujący 2025” wynika, że 67% kupujących uważa zwierzę za członka rodziny. I to nie takiego tam „od święta”, ale pełnoprawnego domownika, który ma swoje legowisko, swoje zdanie i, co tu dużo mówić, często więcej przestrzeni w salonie niż właściciel.
Decyzja o wyborze mieszkania coraz częściej zaczyna się od pytania: „Czy Burek będzie miał gdzie biegać?”. A skoro już planujemy przeprowadzkę, to przecież nie dlatego, że dziecko idzie do szkoły czy zmieniamy pracę – tylko dlatego, że Fafik potrzebuje własnego ogródka. I nic w tym dziwnego! Przecież kto, jak nie on, pierwszy testuje nową kanapę?
Pies czy kot? Kto naprawdę rządzi w domach kupujących
W każdej rodzinie musi być ktoś, kto podejmuje najważniejsze decyzje. W niektórych domach to partnerka, w innych – partner, a w co trzecim… pies lub kot. Bo kiedy w grę wchodzi zakup nieruchomości, to nie tylko „czy nas na to stać?”, ale też: „Czy nasz Puszek będzie zadowolony z tej podłogi?”.
Z raportu wynika jasno – 46% kupujących ma psa, a 38% kota. Czyli psy wygrywają… choć koty pewnie uznałyby, że to bez znaczenia, bo i tak są najważniejsze. Ale żarty żartami – posiadanie zwierzaka realnie wpływa na wybory zakupowe. Właściciele psów marzą o ogrodzie, parterze, wybiegu i parku za rogiem. Koty z kolei zadowolą się szerokim parapetem i balkonem z siatką (czyli swoją własną „strefą relaksu”).
Jedno jest pewne: kto ma pupila, ten dobrze wie, że nie kupuje mieszkania tylko dla siebie. Kupuje się je dla kogoś, kto nie płaci rachunków, ale skutecznie potrafi pokrzyżować każdy plan aranżacji wnętrza. I właśnie dlatego coraz więcej mieszkań „na sprzedaż” wygląda jak ekskluzywne spa dla czworonogów.

Czego szukają właściciele psów? (spoiler: nie tylko siebie)
Kupno mieszkania z psem to jak planowanie wakacji z trzylatkiem – trzeba pomyśleć o wszystkim. Czy będzie gdzie biegać? Czy sąsiedzi nie spanikują na widok większego ogona? Czy podłoga przetrwa szaleńczy sprint po kąpieli? I oczywiście: czy w okolicy jest park, który spełnia wymagania czworonożnego inspektora do spraw trawników.
Właściciele psów szukają dziś mieszkań jak agenci nieruchomości w misji specjalnej. Parter? Idealny, bo nie trzeba dźwigać 30-kilogramowego labradora po schodach. Ogródek? Marzenie – można wypuścić pupila na siku o 6 rano i nie ryzykować spotkania z sąsiadem w piżamie. Bliskość terenów zielonych? Obowiązkowa! Żadne "5 minut autem" – ma być park za rogiem, a najlepiej z fontanną (bo co jak co, ale kąpiel na dziko to styl życia).
Nieprzypadkowo „zwierzęta” to jedno z najczęściej wpisywanych haseł w wyszukiwarkach nieruchomości. Użytkownicy nie pytają już, czy jest balkon. Pytają, czy balkon pomieści legowisko i czy sąsiedzi nie wezwą straży miejskiej, gdy pies szczeknie dwa razy za głośno.
W skrócie? Kiedy pies mówi „hau”, właściciel klika „filtruj wyniki”.
Zwierzęta to więcej niż tylko lokator z ogonem
Pies to nie dekoracja. To nie jest też "miły dodatek do życia". To ktoś, kto ustawia Twój plan dnia, dyktuje trasę spaceru i przypomina, że 22:00 to idealna godzina na wieczorne kółko po osiedlu (nawet jeśli pada poziomo). I właśnie dlatego decyzje mieszkaniowe przestają się kręcić wokół pracy czy szkoły, a zaczynają... wokół miski i smyczy.
Z raportu wynika, że aż 63% właścicieli zwierząt zabiera swojego pupila wszędzie, gdzie tylko może. Do kawiarni, do znajomych, a jakby można było – to i do pracy czy na siłownię. A skoro zwierzak jeździ z nami niemal jak pasażer klasy biznes, to i mieszkanie musi pasować do jego stylu życia.
Lokalizacja? Musi być „dog friendly”. Osiedle? Najlepiej takie, gdzie są specjalne strefy dla psów i sąsiedzi nie rzucają spojrzeń „czy ten pies musi tyle oddychać?”. Windy z dużym lustrem? Idealne do codziennej kontroli ułożenia uszu.
Dla wielu osób zwierzę to dziś nie tylko członek rodziny – to styl życia. A mieszkanie? To baza wypadowa na wspólne przygody, nie tylko schronienie przed deszczem.
Zmiana priorytetów: kiedy metraż schodzi na drugi plan
Jeszcze nie tak dawno głównym wyznacznikiem „dobrego mieszkania” był metraż. Im więcej metrów, tym lepiej – wiadomo, prestiż, przestrzeń i miejsce na rower treningowy, który potem służył jako wieszak. Ale dziś coraz więcej osób mówi wprost: „Wolę mniejsze mieszkanie, byle Felek miał gdzie się wybiegać”.
Metraż? Spoko, ale najpierw sprawdzamy, czy w okolicy jest psia łączka, weterynarz i sklep, w którym sprzedają jego ulubione przysmaki z łososia. Balkon? Świetnie, ale czy da się tam wstawić legowisko i miski? Pokój dla gości? Może być, ale i tak pies tam śpi.
To wszystko sprawia, że decyzje zakupowe zaczynają przypominać casting do programu „Nieruchomość idealna dla pupila”. I choć może się to wydawać zabawne, to dla wielu właścicieli to absolutna codzienność. Bo mieszkanie nie ma być tylko „ładne”. Ma być funkcjonalne – a funkcjonalność liczy się w miskach, długości smyczy i dostępności parku z fontanną.
W skrócie: metry kwadratowe ustępują pola metrom spacerowym.
Pies jako doradca nieruchomości?
Może jeszcze nie podpisuje aktu notarialnego, ale kto wie – w 2026 może już będzie miał własną kartę w banku. Na razie jednak jedno jest pewne: pies stał się nieoficjalnym doradcą przy zakupie nieruchomości. To on „zatwierdza” balkon, testuje miękkość kanapy w salonie i decyduje, czy sąsiedzi zasługują na obszczekanie.
Rynek nieruchomości się zmienia, bo zmieniają się potrzeby ludzi. A zwierzęta są dziś nie tylko domownikami, ale też partnerami w stylu życia. To dzięki nim powstają osiedla z wybiegami, deweloperzy reklamują mieszkania jako „pet friendly”, a w umowach najmu coraz częściej pojawiają się zapisy typu „zwierzęta mile widziane”.
Można się śmiać, że pies „rządzi w domu”, ale jeśli naprawdę zależy nam na miejscu, które będzie azylem – to kto lepiej niż on wskaże, czy dana przestrzeń ma odpowiedni vibe? Może to czas, by wprowadzić nowy zawód: behawiorysta nieruchomościowy?
Jedno jest pewne: przyszłość rynku mieszkaniowego będzie miała cztery łapy, mokry nos i bardzo konkretne wymagania.