Teściowa mówi nam, jak mamy wykończyć nasze piętro w jej domu
Mieszkanie kilku pokoleń pod jednym dachem to zawsze spore wyzwanie, a o konflikty nietrudno. Najgorzej jednak, kiedy starsze pokolenie chce się wtrącać do życia młodszego, a takich sytuacji jest coraz więcej. Poznajmy historię Kingi, której teściowa utrudnia prace remontowe.
Jeśli planujesz remont lub wykończenie wnętrz, skorzystaj z usługi Szukaj Wykonawcy, dostępnej na stronie Kalkulatory Budowlane. Po wypełnieniu krótkiego formularza zyskasz dostęp do najlepszych ofert.
Z tego artykułu dowiesz się:
Wolnoć Tomku, ale w swoim domku
- Teściowie mają duży dom, więc jeszcze przed ślubem zapadła decyzja, że tuż po nim, za zebrane pieniądze rozpoczniemy remont piętra i tam się wprowadzimy – zaczyna Kinga, 33-letnia mieszkanka małej miejscowości w województwie wielkopolskim. – Do tej pory pomieszkiwaliśmy trochę u moich rodziców, trochę w domu rodzinnym Patryka. Nic nie zwiastowało problemów, które nadeszły tuż po ślubie, czyli kiedy zaczęliśmy realizować plany remontowe. Praktycznie w ogóle nie było między mną a teściową konfliktów, wręcz cieszyłam się, że tak dobrze trafiłam. Może nie pałałyśmy do siebie wielką miłością, ale też nie było powodów do żywienia urazy. Kiedy tylko zaczął się remont, rozpętało się piekło. Nie było dnia bez wściubiania nosa i konfliktów. Początkowo znosiłam to ze spokojem, ale ciągłe przytyki i ograniczenia doprowadzały mnie do szewskiej pasji.
Pierwszy problem zrodził się już na wstępie, bo nasz plan aranżacji zakładał wyburzenie jednej i wstawienie drugiej ścianki działowej. Nasłuchałam się miliona komentarzy, że na pewno to moje wymysły, przecież oni żyli całe lata w takim układzie i było wszystko dobrze, co to za moda, że Patryczek ma tam swój pokój i na pewno ja go urobiłam na jego przerobienie. Na szczęście mąż stanął po mojej stronie, bo przecież oczywistym jest, że decyzję o zmianach na piętrze domu rodziców podejmowaliśmy w stu procentach wspólnie. Nie trzeba było jednak długo czekać na kolejne czepialstwa.
Ściany w domu rodziców Patryka w każdym pokoju są w kolorze białym, bo „tak jest czysto i schludnie”. Można sobie łatwo wyobrazić, co się działo, kiedy teściowa dowiedziała się o planowanych kolorach w naszej części domu. Awantura trwała trzy dni i negocjacje, co do tego, że może zamiast intensywnie ciemnozielonej ściany jednak pastelowa? Nie sądziłam, że będziemy toczyć batalię o każdy element wnętrza, ale to był dopiero początek. Teściowa się rozkręcała.
Żeby nie było… Jestem bardzo wdzięczna rodzicom Patryka za to, co dla nas robią, ale na boga, czy naprawdę chodzi o to, żeby dać, ale nie pozwolić nic zrobić? Nie na taki układ się decydowaliśmy.
Nie było już odwrotu
- Projekt pod metraż piętra zrobiony, zaliczki zapłacone, materiały kupione, było za późno, a raczej za kosztowanie na zmianę planów, a też umówmy się – nie mieliśmy żadnej alternatywy – kontynuuje Kinga. – Doskonale rozumiem emocje, jakie wiążą się ze zmianami w rodzinnym domu, ale też bez przesady. W końcu to funkcjonale pomieszczenia, a nie jakieś izby pamięci, a tak właśnie do tematu przez cały czas podchodziła teściowa. Okazało się bowiem, że była wielce zaskoczona wymianą mebli, bo „przecież te są dobre i solidne, przetrwały 20 lat”. Tak, dwudziestoletnie meble miały zdobić moje wymarzone salon i sypialnie. Nie mogliśmy ich tak po prostu wyrzucić, bo teściowej „by serce pękło”, więc po kolejnych czczych zdecydowaliśmy się na ich wyniesienie pod jej nieobecność. Aktualnie zagracają piwnicę, ale niech tam, przynajmniej nie stoją w naszym salonie. Płaczom po powrocie nie było końca, dosłownie. Teściowa płakała za starymi meblami. Ona chyba wyobrażała sobie, że my się po prostu wprowadzimy i tyle. Wszystko będzie po staremu, chociaż rozmowy o remoncie były jawne i otwarte. Jak widać, chyba nie dowierzała naszym zamiarom.
Na etapie urządzania wnętrz nieco zaakceptowała nowy stan rzeczy, ale nie zaakceptowała jednego – że nikt nie chciał liczyć się z jej zdaniem i „dobrymi radami”. W związku z tym zostaliśmy dosłownie zasypani prezentami w postaci niepasujących do niczego dodatków. A to dywanik do łazienki z dyskontu, a to puchate poduszki nie w moim guście, a to zestaw sztućców z posagu teściowej, to znów komplet filiżanek, których w ogóle nie używamy i nie zamierzamy. Cóż było robić? Przyjmowałam podarunki, chwilę zajmowały miejsce, a potem powoli zastępowałam je swoimi rozwiązaniami. Nawet nie było to do końca takie złe, bo sporo rzeczy przydało się na okres przejściowy, zanim zakupiliśmy docelowe. Teściowa nawet nie wie, że chcąc postawić na swoim, trochę nam pomogła. Sprawdź także ten artykuł: Remontujemy mieszkanie krok po kroku - etapy i koszty remontu.
Nigdy naprawdę u siebie
- Tak naprawdę od początku myśleliśmy o tym, że mieszkanie z teściami to etap przejściowy przed kupnem lub budową własnego domu – opowiada dalej Kinga. – Zdecydowaliśmy się mieszkać tak do maksymalnie pięciu lat, stąd ten remont. Nie uważam, że życie pod jednym dachem z rodzicami jest dobrym rozwiązaniem, a już najlepiej pokazuje to cała ta sytuacja z naszym urządzaniem się. Starsze pokolenie ma swoje sprawy i swoje przekonania, a my swoje i każdy ma prawo żyć tak jak chce. Pod jednym dachem jest to mocno utrudnione, bo pokusa wtrącania się jest na pewno silniejsza, zwłaszcza jeśli ktoś ma na to zadatki.
W tym momencie upłynął już prawie rok od remontu i nie powiem, że jest to najcudowniejsze rozwiązanie z możliwych, ale też nie jest najgorzej. Zaciskamy pasa, mocno oszczędzamy, bo chcemy przyspieszyć plan kupna lub budowy własnego domu. Ostatnio rozważamy też zakup mieszkania z uwagi właśnie na fakt, że moglibyśmy zrobić to o wiele szybciej.
Mamy też w planach powiększenie rodziny, a w nawet tak dużym domu jak dom teściów, jeden poziom to trochę za mało. Brakuje nam miejsca na pokoik dziecięcy. Wiadomo, że na początku maluszek może być z nami w sypialni, ale musimy być naprawdę blisko przeprowadzki, kiedy przyjedzie na świat. To kolejny powód, dla którego chcielibyśmy przyspieszyć wyprowadzkę. Nakładają się też na to moje obawy, że skoro teściowa tak bardzo ingerowała w remont, to co będzie, kiedy urodzę dziecko? Pewnie też będzie miała do mnie całe mnóstwo zastrzeżeń i uwag, a będąc pod ręką, będę stale narażona na obserwacje i komentarze. No i w końcu: chcę się poczuć gdzieś jak w domu.
Wiadomo, to dom rodzinny Patryka, więc naturalnym jest, że on tutaj czuje się komfortowo i dobrze, dla mnie to jednak obce miejsce. Ciężko mi jest poczuć się jak u siebie, zwłaszcza po tym wszystkim, co mnie spotkało ze strony teściowej. Już na starcie poczułam się jak intruz i tak mi trochę zostało, choć relacje mamy poprawne. Już nie mogę się doczekać, kiedy naprawdę będziemy na swoim i nikt nie będzie rościł sobie pretensji do decydowania o kolorze moich ścian, stylu, meblach czy dodatkach.